26 kwietnia 2024, piątek

2017

Dariusz Łukaszewski

Ale ty nie musisz tego czytać, Anka cz. 6




Do domu wracam przez park, na który mówią lasek. Mijam rzeźbę na polanie. Podobno to jest sam szewczyk Szydełko, który zabił smoka wawelskiego.


Ale są i tacy, co twierdzą, że to jest papież, bo w dłoni trzyma wyrzeźbionego gołąbka, a szewczykowi gołąbek przecież nie jest do niczego potrzebny. Co innego papież, człek jak wiadomo zawsze w wieku emerytalnym, jedną nogą już w niebie, to potrzebuje zjeść ciepły bulionik na lekkim drobiu fruwającym w przestworzach jako ten aniołek.

Idę spokojnie, bez obaw. To przecież nie jest złe miasto, w którym pistolety nosi się jak telefony komórkowe. Widzę stąd już rzekę prześwitującą pomiędzy drzewami. Zaraz zobaczę kaczki i łabędzie służące do rzucania chleba, i one też mnie zobaczą.


- Kwa, kwa, kwa – pozdrawiam ptasią brać pływającą, i ona też mnie pozdrawia: - Kwa, kwa.


Muszę przejść przez most, na którym stoi tutejszy Narrator zapatrzony w wodę wzrokiem szukającym natchnienia, choć wiadomo, że ta rzeka sprzyja tylko rybom i topielcom. Każdego dnia Narrator zasiada nad kartką żeby napisać wielką narodową bajkę dla dzieci. Bo za bajki płacą najwięcej, i w zasadzie tylko bajki mają jeszcze jako takie wzięcie w narodzie. Ale choćby nie wiadomo jak się natężał, to zawsze mu wychodzi tylko esej dla dorosłych, a z dorosłymi esejami jak jest, to wiadomo: niektóre kończą na ostatniej stronie w lokalnej gazecie, a inne nawet tak wstydliwego końca nie mają.


A za mostem Gabrysia, dietetyczna blogerka zioła zbiera wzdłuż rowu przy ścieżce.


- Co zbierasz dzisiaj Gabrysiu?
- Różyczkę dziką czerwoną na wzmocnienie egzystencji zbieram.


- Czy na jelyto ona też dobra?
- Na jelyto najlepsza, i na jedwabiste odbicia dobra też, ale z jogurtem być musi wymieszana i postać dwie doby w sieni.


I robi zdjęcie Gabrysia ajfonem, do na fejsbuku zalajkowania. A ubrana jest Gabrysia najmodniej, jak wypada kobiecie światowej, ale moda na świecie, jak i w naszym miasteczku, służy do tego, żebyśmy, chcąc wyglądać wyjątkowo zjawiskowo, wyglądali identycznie, jak każdy, czyli jak wszyscy.
- A czy to komuś przeszkadza, panie Darku?
- Mnie nie. Też się głównie z wyglądu składam, i z wody.


- A co na głowę Gabrysiu?
- Zaś na głowę to głóg zalecam. Wino głogowe mózg wietrzy gruntownie, myśli do głowy nie przychodzą.


Gabrysia była kiedyś dziewczyną snycarza, który dorobił się na kutych płotkach ozdobnych wokół krzyży i kapliczek przydrożnych, a jest ich w powiecie 478. Ten snycerz miał bardzo poważne zamiary, ale umarł na kolkę, dopiero potem Gabrysia została narzeczoną samego księdza proboszcza, i od razu bardzo wyładniała. Widać zmiany służą kobietom.


W mieście, blogerka dietetyczna Gabrysia znana jest bardziej jako narzeczona samego proboszcza, ale to jej w niczym nie obciąża, bo ksiądz proboszcz osobiście daje jej rozgrzeszenie, więc w oczach Boga pozostaje bezgrzeszna.


- Bóg ci zapłać, Gabrysiu.


Wchodzę w strefę smrodu, mijam baraki norek, a potem obóz koncentracyjny lisów. Nie wiem po co dzisiaj ludzie hodują lisy; nigdy nie widziałem żadnego hodowcy w Porsche. W Porsche jeździ tylko proboszcz i ginekolog. I Bandzior. Ale Bandzior się nie liczy, bo wpada do miasta tylko przejazdem, przywozi drogie zagraniczne leki dla chorej mamusi i już go nie ma. Więc Porsche bandziora się nie liczy.


Raz to nawet oddychałem tym samym powietrzem co Bandzior: on wychodził z budki telefonicznej, a ja do niej wchodziłem. Jedne rzeczy się pamięta lepiej, inne mniej. I nic nie można na to poradzić.


Na skrzyżowaniu ścieżek widzę Wojtka Walczaka. Coś do dyktafonu rozmawia, notuje. Pisał kiedyś najlepsze teksty reklamowe dla Baltony, chociaż wyglądał jak małpa Yeti. I wciąż pisze teksty dla Baltony ten Wojtek, chociaż nie ma już żadnej Baltony, i dalej wygląda jak małpa Yeti. Ludzie z czasem przyzwyczajają się do ról, jakie wyznaczyło im życie. I już tak osiadają, trwają do końca, a nawet protestują przeciwko jakimkolwiek zmianom. Zegar tyka każdemu, niezależnie czy wesoły czy brzydki.


No proszę, ilu to się spotyka znajomych dawnych, jak człowiek wraca do domu pieszo, nie samochodem. W domu dojadam śledzia. Potem kiszone buraki i kawa. Czas po piwo.


Ciąg dalszy jutro
Foto: Marcel Marien


   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.