25 kwietnia 2024, czwartek

Anka cześć,

Ludwik Cichy

Anka cześć, cz. IV






Anka cześć,

samiec komara na szybie pędzącego volvo przypomina kropelkę zupy z minionego tygodnia, samica zaś tworzy plamę jak zielony smark, a pijana – jak czerwony smark. Żeby to sprawdzić trzeba mieć prujące jak sto piorunów volvo, dlatego dla większości ludzkiego gatunku, podstawowym kryterium rozróżniającym komarzą płeć, pozostaje wciąż banalny i przykry test, zakładający użyczenie ciała w celu pokąsania: samica gryzie, samiec nie gryzie, bo zajęty innymi sprawami, nie ma na to czasu.



lew pogapił się


Odpalali papierosa od papierosa i pocili się w swoim biurze. Klimatyzacja przestała działać przed tygodniem, telefony odłączono im wczoraj. Siedzieli i udawali, że zastanawiają się nad tym skąd wziąć forsę. Wszystkie pomysły skończyły im się jeszcze na długo przed tym jak wysiadła klimatyzacja. Przez szklane drzwi widać było następne szklane drzwi wychodzące wprost na ulicę. Przejechała żółta taksówka, a za nią wóz asenizacyjny, i jeszcze dwa samochody. Droga, porcelanowa popielniczka, wypełniona po brzegi, zupełnie nie pasowała do świństwa kłębiącego się w jej szlachetnym wnętrzu. Ulicą przeszedł lew, ale nie chciało im się zwrócić na niego uwagi. Lew zatrzymał się przed drzwiami i wlepił w nich swoje żółte ślepia. Nie dostrzegli w nim nawet cienia szansy, nic, żadnego wrażenia. Lew pogapił się i poszedł. W gruncie rzeczy to nie dwoje bankrutów wzbudziło w nim chwilowe zainteresowanie – bankrutów naoglądał się ostatnimi czasy do woli – zainteresowała go ściana za ich plecami, która zrobiła krok do przodu jedną stroną, a potem podciągnęła drugą stronę. To było coś; tego nawet nie grali w cyrku, z którego się urwał na poobiedni spacer. Ściana dotarła do swojej przedniej sąsiadki dopiero mocno po północy i ruszyły razem poszukać ciekawszego miejsca. Nie zatrzymywane przez nikogo opuściły adres, o który nikt nigdy nie zapyta.

 

Anka,

W tym tygodniu dałem kobiecie żebrzącej złotówkę, więc nie powinniśmy się czuć winni wszystkich grzechów świata, ale oczekiwać samych luksusów. Jak będzie trzeba to jeszcze dam.




Anka cześć,

pojutrze będę w Kościanie.

 

w biały dzień

Na rano zapowiadali przymrozki, ale teraz było ciepłe słoneczne popołudnie kwietniowe i wśród kwitnących moreli uwijały się roje pszczół. Przy gmachu starostwa, tam gdzie kiedyś był maszt dla flagi na 22 lipca, przystanęła młodzież: pięciu chłopaków i trzy dziewczyny – ani ładne, ani brzydkie. Nikt nie miał na piwo, więc tylko palili, milcząc albo śmiejąc się głośno, jak na komendę. Czasami obejrzeli się za jakimś samochodem. Nikomu nie przeszkadzali, i nikt na nich nie zwracał uwagi. Po prostu stali sobie w tym miejscu tak samo dobrym jak każde inne, i ich obecność nie miała dla nikogo żadnego znaczenia. Właściwie nie wiadomo kiedy sobie stąd poszli. W pewnym momencie po prostu już ich nie było. Stary kot w krowie łaty wyłonił się z krzaków i podszedł powoli do kałuży, w której gasili niedopałki i napił się wody. Potem bez pośpiechu powrócił do kryjówki by dokończyć pół napoczętej myszy. Jadł bez entuzjazmu, nie smakując osobno polędwicy, osobno schabu, osobno szynek; cierpliwie odgryzał od malejącej porcji kawały sierści, mięsa, zawartości żołądka i jelit i wpychał w siebie kolejne kęsy, aż doszedł do ogona. Przyjrzał mu się, jakby zdziwiony jego obecnością, i wyszedł z krzaków by napić się wody z kałuży. Gdy powrócił, połknął go i zasnął. Wypuścił gazy po dziesięciu minutach, nie zmieniając pozycji i nie otwierając oczu; po prostu przyjął z ulgą, że ma to już za sobą.

 

Anka, przeczytałem w „Media Marketing”, że podobni zachowują się podobnie. Prawda, że nieprawdopodobne?





Anka,

Pytasz  dlaczego wszystko co piszę dla ciebie jest smutne jak dom naszych sąsiadów.

 

bardzo śmieszna historia

 

Jedna bardzo śmieszna pani spotkała na osiedlu drugą śmieszną panią. Obie pozdrowiły się nawzajem, zrównały krok i zaczęły zbliżać do skrzyżowania, na którym dołączyła do nich trzecia, niebywale śmieszna pani. Zrównały krok i zaczęły się do czegoś zbliżać.

- Pośmiałabym się trochę - zwierzyła się napotkana.

- Myślisz, kochana, że ja nie? - podchwyciła pierwsza.

- Ale z czego? - przytomnie zapytała druga.

- No to się trochę pośmieję - powiedziała trzecia, bo lubiła się pośmiać, a nie widziała powodu żeby się wstrzymywać.

- I ja się pośmieję, bo lubię i to takie zdrowe - zadeklarowała pierwsza.

- No to ja też - dołączyła druga, trochę przez grzeczność, a trochę szczerze.

I zaczęły się śmiać wszystkie trzy, zdrowo, bez złych intencji, aż miło było popatrzeć.

- Czytałyście ostatnio? Bardzo ciekawa sprawa, bardzo – stłumiła śmiech trzecia i teraz sprawdzała, jakie zrobiła wrażenie. - A jaka śmieszna, cha, cha, cha! – znów wystrzeliła śmiechem, gdy tamte uciszyły się w nadziei na jakąś śmieszną rewelację, albo chociaż kawałek rewelacji.

- Ale co?

- Że moda jest po to, żeby kobiety mogły wyglądać tak samo i żeby im to jeszcze uchodziło na sucho… cha, cha , cha…

- Naprawdę, rozśmieszacie nieludzko, aż się popłakałam – powiedziała druga i otarła łzę.

- Też czytam gazety – pierwsza wyjęła lustereczko kieszonkowe i sprawdziła czy wszystko w porządku z makijażem. - Ale wolę się odchudzać - podciągnęła szminką usta i gotowa stawić czoła całemu światu uśmiechnęła się ładnie.

- Cały świat się odchudza, moja droga, i dlatego jeszcze się ziemia nie zarwała, cha, cha, cha…

- Nie rozśmieszajcie, błagam – poprosiła trzecia. - Powinnam raczej płakać, od wiosny jestem na diecie, a wciąż się boję kupić wagę - wybuchła śmiechem dzikim i niepohamowanym. – Och, och, och – westchnęła normując oddech. - Wiem, że temat jest poważny, ale nastawiłam się dzisiaj na śmiech, cha, cha, cha, cha, cha, cha…

- Zostańmy przyjaciółkami, co? Dobrze nam się śmieje razem.

- W życiu się tak nie ubawiłam.

- Tak, tak, żarty muszą być, cha, cha, cha…

- Co to ja dzisiaj miałam zrobić, co właściwie miałam w planie?...

- Cha, cha, cha, cha, cha, cha, cha, cha – zaśmiały się dziko, głośno i odważnie.

- Zjedzmy loda, to ochłoniemy, cha, cha, cha…

- Jak już o lodach, to czytałam, że każdy facet, który zaczyna zarabiać trochę więcej od swojego kumpla, natychmiast zaczyna myśleć… cha, cha, cha, cha, cha, cha…  myśleć zaczyna… cha, cha, cha… wyłącznie o robieniu kariery. Świata poza robotą nie widzi.

- … A mój stary… cha, cha, cha …

- … - nadstawiły ucha.

- … taki jest odważny… ups! – wsparła się na ramieniu idącej obok, bo śmiała się już bardzo i straciła równowagę – taki kozak że… cha, cha, cha… jest gotów zająć się tak niebezpiecznym zajęciem jak posiadanie miliona…

- Miliona?!… - podchwyciła trzecia łapiąc oddech. – Jezu! Tylu jest chętnych, że by mu go zaraz ukradli…

- O tym już nie pomyślał … - zaśmiały się śmiechem triumfalnym i nieskrępowanym, a od śmiechu aż się zatrzęsły. I jak się tak śmiały i trzęsły, to zaczęły drżeć płytki chodnikowe, a od nich wpadły w rezonans krawężniki i spływ do kanalizy, i kanaliza, i hydrant puścił, i z drzew posypały się zaskoczone kasztany i spadł śpiący kot, i ... i taki był prawdziwy początek trzęsienia, którego nie odnotowała żadna ze stacji telewizyjnych, bo wszystkie były akurat zbyt pochłonięte doprecyzowaniem scenariuszy reallity show, bardziej prawdziwych od rzeczywistości - nudnej i nie gwarantującej oglądalności atrakcyjnej dla reklamodawców.

 

Anka,

Idę o twój słynny czarny biustonosz, że ten co to napisał, mógł dzisiaj nie mieć dnia.



rysunek: Andrzej Bobrowski



CDN.

 

 

 

 




 

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.