20 kwietnia 2024, sobota

Anka cześć,

Ludwik Cichy

Anka cześć, cz. V


Anka cześć,

I znów zgubiłem zegarek, a bez niego tracę rachubę czasu, przeważnie wydaje mi się że jest późne popołudnie. I jeszcze spotkałem białego psa spacerowego.

 


Na horyzoncie pojawił się człowiek z psem. Człowiek spędzał życie jako mężczyzna i miał w ręce kij a pies był biały. I dosyć duży. Zeszli z łąki w aleję starych dębowych olbrzymów prowadzącą aż do lasu z przewagą sosny nad brzozą. Do lotu poderwał się myszołów i z wysokości nieba obserwował ziemię, a na niej stado muflonów, które czuły się nienajlepiej. Człowiek z psem, nawet nie podejrzewał ich istnienia w wysokiej trawie o kilkadziesiąt metrów w bok. Pochłaniała go pasja spaceru, a w niej nie było miejsca dla żadnych muflonów, tylko pejzaże, kwiatek i brzozy, które pobudzają do refleksji. Nad żałosnym losem ludzi pozbawionych pasji do spacerów. Gdyby na świecie było więcej spacerów, to byłoby więcej czasu na refleksje i myślenie czyste, pomyślał człowiek z psem i wiele znajomych twarzy zaczęło mu przepływać przed oczyma. Pogardzał teraz nimi, zajętymi małością spraw przykuwających ich do biur, stanowisk, zleceń, które tylko powodu braku rzeczywiście ważnych wyzwań, stawały się sprawami najważniejszymi na świecie. Jednak, jako dobrze wyspacerowany, potrafił szybko odnaleźć lepszą stronę tego stanu:

- Gdyby na świecie było więcej spacerów, to by się zrobił tłok – powiedział do psa. A pies zamerdał ogonem. Dumny, że znalazł się w orbicie zainteresowań człowieka z psem.

Doszli do zrujnowanego mostu nad rzeczką przecinającą aleje dębowych olbrzymów. Człowiek oparł się o resztki balustrady i spoglądał na rybę w wodzie. Ryba patrzyła mu prosto w twarz.

- Jak dobrze, że są ryby – pomyślał głośno człowiek, a pies zamerdał ogonem.

Nie wiadomo o czym pomyślała ryba, wymieniając z człowiekiem znaczące spojrzenia. Gdy odpłynęła, człowiek został sam na łonie terapeutycznego pejzażu, nie licząc psa gotowego do gorliwego zamerdania ogonem.

 

 

Anka,

Napisałem ci opowiadanie intensywne i esencjonalne. Jak by powiedzieli mądrale. I mieliby rację.

 

 


 

Anka cześć,

 

Musisz uważać na człowieka, który zaczepia cię o papierosa na ulicy. Nie ma nic do stracenia. W ogóle nic nie ma. A chętnie by chciał mieć wszystkie twoje papierosy, twoją zapalniczkę, twój portfel, twojego laptopa, twoje auto, dom, twoją żonę, konto, pozycję społeczną. Gdyby zrealizowanie tej pokusy mogło mu ujść na sucho, zrobiłby to bez mrugnięcia. Jest bardziej niebezpieczny od faceta, który ma wszystko - a ludzie którzy mają wszystko, mogą zrobić wszystko, dla nich nie istniejesz, jesteś tylko problemem, kwestią do której muszą mieć stosunek, żeby nie przegapić niczego, co może mieć wpływ na ich wypracowany wizerunek. Człowiek zaczepiający o papierosa to twój największy wróg. On chce cię zabić. I niczym nie ryzykuje. Nie ma nic do stracenia.

 

Anka,

Jak już musisz jechać na to cholerne zaproszenie, to się przyłóż i zrób sobie z tego ładne święto, bo jak już się gdzieś jest, to warto tam być. Ale nie pij dzisiaj na śmierć; wypij na pół śmierci. I zadzwoń, czy to był dobry wieczór.

 


 

 

Anka cześć,

a w Poznaniu wciąż deszcz.

 

dzikie i mokre

Bił żonę niedbale, ale codziennie, a parę razy w roku starannie. Za to, że nie miała osiemnastu lat. Dzisiaj akurat trochę się przyłożył.

- Ach, jak on ładnie potrafi wybiczować kobietę - rozmarzyła się sąsiadka spod podłogi, ugniatając biust bardzo starej panny na skrzyżowanych łokciach, w otwartym oknie od strony ulicy. Nadciągająca noc i burzowe chmury sprzyjały romantycznym nastrojom. W kuchni dochodził imbryk z kawą, ale gwizdek nic sobie jeszcze z tego nie robił. Dwa piętra pod oknem, na łuku ronda sześć kurew mokło na deszczu. A potem podjechało auto i dało im po parasolce na parę, więc skupiły się po dwie i przytulone zapaliły; wszystkie naraz, i parasole wyglądały jak klosze pełne dymu. Gwizdek zaświszczał dramatycznie, a potem zacharczał i wypluł trochę kawy na płytę kuchennej gazówki. Kobieta doczłapała w samą porę, zanim obrażony zdążył odskoczyć od imbryka. Nalała odrobinę aromatu do filiżanki i rozcieńczyła go wodą aż po brzegi; lubiła raczyć się kawą długo w noc. - Tylko nie mówcie mi, że życie bez kawy i bez pastylek naprawdę istnieje - mruczała do siebie wracając do okna. Noc wciąż nadciągała i deszcz padał jak przedtem, ale kurew już nie było; wszystkie gdzieś zniknęły. Kobieta długo zastanawiała się czy miały takie wzięcie, czy też auto zlitowało się, przyjechało i zabrało je wszystkie do przesuszenia.

 

Anka, wiesz, że ta Masłoska znowu napisała książkę? I naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Bo już się sama do wszystkiego przyczepiła. Do siebie najbardziej się sama doczepiła. Więc ja się jej czepiać już nie muszę. Bo zrobiła to lepiej niż ja bym. Puchacz Królowej się ta książka nazywa. Przywiozę ci. Bo warto.

 

 

rysunek: Andrzej Bobrowski

 

cdn.

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.