17 kwietnia 2024, środa

Gostyńska 36

Ostatnia tegoroczna mucha













Siadaliśmy już do kolacji, kiedy przyszli jacyś ludzie i powiedzieli że są patriotami, więc czy mogliby dostać herbaty.


Ale bez cukru! - zaprotestowali, gdy obok filiżanek postawiłaś cukiernicę, tę po babci, którą wyjmujemy tylko dla gości. - Bo cukrownie są w rękach obcych, więc nie trzeba ich wspierać.


Owszem, chętnie zjedzą kanapkę, ale żeby nie była na białym chlebie tylko lepiej na ciemnym, razowym. Poszedłem do spiżarni i przyniosłem czarny chleb. Zrobiłaś po kanapce na razowym, a dla nas na białym chrupiącym. Nie powiedzieli tego, ale wyczuwało się, że bardzo by chcieli nam to powiedzieć: - Chrupiące z marketu jest niedobre; markety należą do obcych!


Pojedli, popili, poszeptali między sobą i zaczęli się wiercić na krzesłach. Czy jesteśmy dumni z tego, że żyjemy w kraju, w którym oni są patriotami, zapytali. Z kurnika wyjrzała kura i rozdarła się obwieszczając na około że zniosła jajko. Wziąłem chleb ze stołu i odniosłem do spiżarni. Przy okazji wyjrzałem na dwór, żeby sprawdzić czy nie kręcą się jeszcze inni patrioci. Wracając zamknąłem drzwi do domu na klucz i schowałem go do kieszeni.


Gdy wróciłem, powtórzyli że są patriotami, więc chcieliby zobaczyć jak tutaj żyjemy.

- Gdybyście chcieli już wyjść to musicie wziąć klucz z mojej kieszeni - poinformowałem.
Nie chcieli jeszcze wyjść, zapytali czy możemy im ugotować kartofle, które przynieśli w teczce. Położyli na stole cztery kartofle: - To są kartofle jednego patrioty z lokalnej społeczności, a nie sprowadone od obcych, więc trzeba je jeść, bo tego wymaga nasze dobro wspólne - pouczyli tonem kaznodziei.


- Naprawdę jesteście Patriotami? - zapytałaś. - Macie na to jakieś legitymacje?

- O tak! Proszę bardzo... - pokazali legitymacje.
Widać było, że są dumni, że je mają, jakby to były bardzo ładne legitymacje, chciaż to wcale nie były ładne legitymacje. Mimo, że te legitymacje nam się nie podobały, powiedzieli, że my też moglibyśmy mieć takie same. Przypomniałem, że gdyby chcieli już wyjść, to mogą wziąć klucz z mojej kieszeni, ale nie słuchali, woleli zostać, przemawiać – bo przecież nie rozmawiać - i zobaczyć jak tutaj żyjemy: czy mamy flagę, a czy mamy dzieci? Bo trzeba mieć dzieci. Powiedziałaś, że ci się nudzi, a dokładnie powiedziałaś tak: - Ech, nudzi mi się już to – i wyszłaś pooglądać telewizor. Zostaliśmy sami, ja i patrioci.


Za ich plecami, tam gdzie czubek fikusa pamiętającego moją mamę dotykał sufitu, poruszył się pająk. Przeszedł po nitce sieci do kokonu z napoczętą wczoraj muchą, wyciągnął słomkę, popił, po czym wrócił z powrotem na miejsce z którego wyszedł. Może sikał teraz, albo robił kupę? Ale nigdy nie widziałem pająka robiącego kupę, więc kto go tam wie, co teraz robił. Zamiast tego, co mógł zrobić, zaczął się opuszczać po nitce w dół, prawdopodobnie po ostatnią tegoroczną muchę, zwabioną aromatem tłuszczu, łoju, łupieżu, czy tylko ciężkoprzystojną męską wonią bijącą z czupryn patriotów. Pająk był coraz bliżej muchy, a ona była coraz bliżej głów, nieświadomych dramatu, jaki ma się rozegrać.


- I co teraz? - zapytałem.


Zaczęli się wiercić i szeptać między sobą.


- To my już pójdziemy – oświadczyli, schowali kartofle z powrotem do teczki i wyszli przez drzwi, które otworzyłem kluczem wyjętym z kieszeni. Kiedy wróciłem, muchy już nie było w salonie. Prawdopodobnie poszła razem z patriotami. Pająk powrócił grzecznie na swoje miejsce. Poszedłem do pokoju, w którym oglądałaś telewizję, puszczali dokument o pisarzu, który umarł. Nazywał się Philp Roth. „Istnieją przecież szczęśliwi ludzie. Dlaczego nie mieliby istnieć?", mówił z ekranu Philip Roth, jakby wciąż żył. Tymczasem nie żył już.


Powiedziałaś, że masz ochotę na bułeczkę z miodem spadziowym. Poszłaś do kuchni, a potem wróciłaś. Dla mnie też przygotowałaś. Usiadłaś obok i zjedliśmy po bułeczce.

- A gdyby tak można było znaleźć się w dowolnie wybranym, najlepszym momencie swojego życia, tak na pstryk, to gdzie byś chciała teraz być? – zapytałem jeszcze przedsennie.
- Czy ja wiem... teraz, kiedy pozbyliśmy się już ostatniej muchy, tu jest całkiem miło.




Rysunek: Andrzej Bobrowski


   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.