Czytelnia człowieka dla ludzi
Zabijacz czasu
Nie bardzo mu cokolwiek wychodziło tego dnia, niczego nie był w stanie dokończyć, a bardzo chciał zrobić coś, co będzie miało konkretny i widoczny efekt
Miał się zgłosić na 12.30 w sprawie odbycia wyroku za nieporozumienie: Rawicz, ulica, blok, numer… Tam jakiś człowiek z zakłopotaną twarzą powiedział mu, że ma się zgłosić za kwartał bo jest przepełnienie, więc wyszedł i napisał na murze niebieską kredą, bo innej nie miał: Pracę stałą, na stanowisku proroka, na kwartał, podejmę, za konkretne pieniądze. Dysponuję prawem jazdy kat. B i posiadam wysoką samoocenę.
W stanie poważnego rozdrażnienia ruszył pierwszą napotkaną ulicą. Bardzo go zaskoczył widok świeżo wprasowanego w asfalt kota. Doznał olśnienia: - Trzeba iść do fryzjera! Obetnę się i chociaż coś załatwię do końca.
Obsługiwała stara kobieta wyglądająca na młodą, grubą panią, bardzo pachnącą, i widać było, że będzie chciała się wypowiadać wyszukanie, by sprostać swojemu wyglądowi, a nawet go wyprzedzić. Najpierw odezwała się jednak wypłowiała papuga w złotej klatce z seledynową woalką, i miała głos mniej przyjemny od samego prezydenta: - Nie dotyka! Tylko nie dotyka mie!
Na fotelu był obsługiwany starszy pan, a na rzędzie krzeseł oczekiwał inny siwy pan ignorujący stertę kolorowych magazynów do zabijania czasu. Obie dłonie wsparł na lasce z posrebrzaną rączką i śledził popis maestrii sztuki fryzjerskiej, jaki się na jego oczach i przed nim dokonywał. Widać było, że wejście nowego przerwało rozmowę, która teraz została bezceremonialnie podjęta. Mogłoby się wydawać, że w tej wymianie myśli kobiecie pozostawiono rolę tła, ale byłby to bardzo mylny osąd, bardzo.
(…)
Pan obsługiwany: - Tak, proszę pana, kultura wymaga od kobieta bycia młodą, a od wszystkich mycia rąk. A w ten sposób usuwa się cenną warstwę lipidową ze skóry dłoni, ceramidy i inne ochrony, wie pan?...
Pan oczekujący: - I… proszę pana, jedzenie jest teraz bardzo niezdrowe…
Pan obsługiwany: - I oddychanie jest też bardzo niezdrowe, proszę pana, tak…
Pan oczekujący: - Jedzenie jest tak prawie bardzo niezdrowe, jak oddychanie.
Pan obsługiwany: - A wie pan, że pogoda mi ostatnio nie służy? Bardzo mi nie służy, tak… Zdradliwa jest, i coraz bardziej nie wiadomo na co się nastawić.
Pan oczekujący: - Ja myślę, że człowiek powinien móc umrzeć od razu, jak tylko mu na to ochota przyjdzie; żeby los był kwestią jego decyzji, niczego innego. Ale nie, człowiek się musi zepsuć proszę pana, powoli, przez wiele, wiele lat niszczeje wszystko i się zużywa, żeby się w końcu dopiero zepsuć i zaskoczyć w najgłupszym miejscu, na co się nie ma wpływu, w ogóle. I się umiera jak pierwszy lepszy, kurcze.
Pan obsługiwany: - Ja w ogóle nie myślę o śmierci i nie pojmuję po co pan ten temat tak, proszę pana, wywołał, skoro on wcale nie wynika z rozmowy?
Pan oczekujący: - He, he, he, akurat!
Pan obsługiwany: - Słucham!?...
- O! Proszę spojrzeć przez okno! Widzą panowie tych młodych? Żeby tak kompletnie nie mieć zainteresowań?... Jedyne marzenie, to przejście się po mieście z kolesiami. I ta rozwiązłość… - przemówiła kobieta w porę, i podpłynęła do szyby rozładowując napięcie. Dwaj starsi panowie posłusznie skierowali głowy we wskazanym kierunku. Obaj wiedzieli, że kobieta ma na imię Regina i że kiedyś miała męża, ale przez 20 lat prowadzenia zakładu fryzjerskiego dorobiła się na tyle, że stać ją było na rozwód i obecnie żyła komfortowo.
Nowo przybyły (w myślach): - Zaloty w tym wieku?... piękna rzecz; swoją drogą, jak ona zdołała jeszcze wzbudzić w tych biedakach mężczyznę?
Kobieta, stając ponownie na stanowisku za starszym panem. - I co jeszcze robimy z tymi pięknymi włoskami?
- Nie dotyka… tylko nie dotyka mie! – rozdarła się papuga.
Pan obsługiwany: - To co zawsze, pani Regino, co zawsze, już pani będzie wiedzieć, jeśli łaska…
Regina: - Oczywiście, proszę….
Nowo przybyły: - Mogę zaabsorbować państwa pewnym spostrzeżeniem autorskim?
Pan obsługiwany: - Skoro tak... Każde powołanie warto uszanować, trzeba dać mu szansę.
Regina: - Oczywiście, proszę….
Nowo przybyły: - Zastanawiam się czy ta rozmowa mogłaby się tak toczyć, w ogóle - odbywać się w innych okolicznościach? Czy też możliwa jest tylko tutaj i teraz, ze względu na okoliczności właśnie? Na przykład gdybyśmy mieli ciemną skórę?
Pan obsługiwany: - Jak, ciemną skórę?
Nowo przybyły : - Jak Masajowie.
Pan obsługiwany: - Nie ma już prawdziwych Masajów, powinien pan to wiedzieć, i nie zawracać gitary takimi prehistoriami.
Regina: - A ja widziałam paru w telewizorze, i to całkiem niedawno, przed wczoraj. Na jakimś kanale zagranicznym, bo oglądam.
Pan obsługiwany: - Pani Regino łaskawa, to są już tylko przebierańcy, atrakcja turystyczna. Swoją drogą, co ta turystyka robi ze świata, jeden wielki Disneyland!
Nowo przybyły: - A czy mogę zaabsorbować jeszcze jednym pytaniem?
Pan obsługiwany: - Panie, a ma pan coś do powiedzenia w ogóle? A może kiedyś pan miał? Proszę sobie przypomnieć i to powiedzieć, albo sobie siedzieć i cichutko oddychać. I czekać.
Nowo przybyły (niezrażony, czując, że i tak nie ma nic do stracenia, bo niczego przecież nie ma): - Raz, jeden mój kolega zahaczył pedałem o krawężnik i wyrżnął w narożnik. „Wcale nie jestem piękny – pomyślał patrząc na złamaną nogę. – Ścięgna mam wprawdzie śnieżnobiałe, ale kości szare i smutno trupie, i to nie jest ładny widok, to moje wnętrze. Dobrze, że Alina tego nie widzi. Kurcze, wcale nie jestem piękny! No, może tylko na buzi trochę”. I stracił przytomność.
Pan obsługiwany: - Jeszcze pejsiki bym prosił odrobinkę podciąć, łaskawa pani.
Regina: - Służę uprzejmie. Czy tyle będzie dobrze?
Pan obsługiwany: - Już pani sama wie najlepiej jak zrobić, żeby było dobrze, łaskawa pani.
Pan oczekujący: - Rowerzyści i biegacze, co teraz zmagają się z kilometrami na czas, na ilość, w ogóle nie widzą miejsc, przez które przebiegają; drzewa to są dla nich tylko punkty orientacyjne dla odcinków trasy, a labrador pani Krysi, co go tak wszyscy podziwiamy, staje się zagrożeniem, bo może pogonić, z nudów, dla zabawy, dla wielu innych uciech.
Pan obsługiwany: - Albo ten stary profesor, co niby mesiem na czołowe poszedł…
Regina: - Który profesor?
Pan obsługiwany: - No, ten, wie pani…
Regina: - A! Ten…. Mógł mieć zapatrzenie, że tak na czołowe poszedł.
Pan oczekujący: - Albo tik.
Regina: - No, zapatrzenie albo tik.
Pan obsługiwany: - A wie pani jakie ja mam mięśnie brzucha? U-ho-ho, jakie ja mam mięśnie brzucha?! Sam nie wiedziałem.
Regina: - Czy tak, będą dobre te pejsiki?
Pan obsługiwany: - Bosko! Bosko się u pani strzygę, łaskawa pani.
Pan oczekujący: - Teraz, kiedy jestem stary, myślę o tym, że starzy ludzie wiedzą co mówią
Pan obsługiwany: - To lato będzie naprawdę gorące, łaskawa pani.
Nowo przybyły: - A nie sądzą państwo, że na gitarze się gra lepiej niż na basie, bo ma cieńsze struny?
Pan oczekujący: - Ale truskawki znów sprowadzą z zagranicy, czytałem, że chyba nawet z Chin.
Pan obsługiwany: - Chyba bombki! Bombki się z Chin sprowadza, nie truskawki, coś się nam potentegowało, hę? He, he, he…
Pan oczekujący: - Proszę?!....
Regina: - Podobnież jest taki przesąd, że sznur po wisielcu ma magiczne właściwości, jakieś cuda czyni? Słyszeli panowie?
Pan oczekujący: - No, w każdym domu powinien być sznur po wisielcu; biblia i sznur po wisielcu, taki zestaw domowy, co? Tylko, gdzie to się kupuje takie sznury?
Pan obsługiwany: - O! To by mogli z Chin sprowadzać! Ale przecież nie truskawki! Nonsens kompletny, panie kolego, nonsens! Z tymi truskawkami.
Pan oczekujący: - Proszę?!....
Nowo przybyły: - Jedna moja koleżanka została aktorką, ale wcale jej nie szło. Dopiero, jak zaczęła grywać kobiety znajdowane w bagażniku: obrażenia szyi, zgnieciona chrząstka, przegryziona krtań itd., to zrobiła oszałamiającą karierę w tym sezonie i stała się Słynną Aktorką znaną głównie z ról kobiet znajdowanych przez komisarza w bagażniku, z poharataną chrząstką i z podciętym gardłem. To może być dowód, że drogi do gwiazdorstwa wiodą różne, nie tylko przez zapowiadanie pogody w stacji TVN, nie sadzą państwo?
Pan oczekujący: - Coś pan powiedział?!...
Nowo przybyły: - Ja, czy tamten pan? Jak o mnie chodzi, to tylko chciałem właściwie powiedzieć, że słowo pedał nie istnieje u nas. Taka jest tolerancja w tym kraju. Nie wiem czemu tego jeszcze nie powiedziałem, przepraszam.
Pan oczekujący: - Weź pan nie zagaduj! Nie wtrącaj się, kiedy starsi spór wiodą w sprawie istotnej.
Pan obsługiwany: - Co pan tu nam z jakimiś pedałami wyjeżdżasz, aktorkami, cholera, ale się zdenerwowałem… Raz się na jakiś czas człowiek z domu ruszy, i się od razu musi zdenerwować, no!
Nowo przybyły: - Jest pytanie, czy plemniki są po stronie faceta czy kobiety, z kim właściwie trzymają, po czyjej właściwie stronie są? Czy dziewczynki to są takie małe miniaturki dorosłych kobiet czy to jest może zgoła inny gatunek? A gdzie zakwalifikować babcie?
Pan obsługiwany: - Sama pani słyszy, łaskawa pani, słyszy pani! No niechże pani coś, proszę, bo mnie łobuz do zawału doprowadzi, no….
Regina: - Panowie, tu jest poważne studio fryzur i makijażu, ja bardzo proszę, no proszę nie zaniżać poziomu. W takich warunkach nie mogę modelować - za dużo utnę i co? Tragedia i kompromitacja na całe osiedle. O! Proszę, tu są tytuły ogólnopolskie, kolorowe, poważne gazety, można poszerzać wiedzę, horyzonty, skorzystać trochę z kultury zamiast się tak przekomarzać na takie agresywne tematy.
Nowo przybyły: - Wychodzę bez słowa.
Regina (tonem terapeuty): - Nie chodzi o to, tylko….
Reszty już nie usłyszał, bo za drzwiami wchłonął go zgiełk ulicy. – Cholera, nawet się ostrzyc nie umiem – pomyślał. - Jednak samopoczucie człowieka w audi nowym jest inne niż samopoczucie człowieka bez audi – powiódł wzrokiem za srebrną limuzyną z rejestracją jasno mówiącą, że właściciel jest tu tylko przejazdem, i prawdopodobnie za kwadrans jego pamięć wymaże całe to miasteczko z tutejszymi nawykami, tradycją i młodym człowiekiem z lichym zegarkiem, nie potrafiącym się nawet ostrzyc. Zresztą, kierowca w pędzie nie zdążył chyba nawet zauważyć tego młodego, nawet nie podejrzewał, że ktoś taki może istnieć.
Piękne audi skręciło w prawo przed rynkiem, nic sobie nie robiąc z zakazu skrętu, i po kilku sekundach wdarło się na obwodnicę wymuszając pierwszeństwo na kawalkadzie ociężałych tirów. Prowadziła kobieta, Ewa Szejda, lat 28, ładna, zjawiskowa właściwie; przed godziną przestała się komuś podobać. I nie było w tym niczyjej winy, nic nie można było na to poradzić. Siedzieli w ogrodzie przeglądając magazyny w dwóch językach i paląc od czasu do czasu. On odłożył „Wallpaer,a” i spokojnie powiedział, że już jej nie kocha, a potem oczekiwał z obawą na jej reakcję, łzy, pogróżki, które to proste, okrutne odkrycie wywoła. Wiedział, że żadne wyjaśnienia nic nie pomogą i w niczym nie ulżą, czuł się bezradny i winny temu, że ta kobieta przestała mu się już podobać i nic nie może na to poradzić. Ewa wstała, weszła na piętro po torbę, kluczyki i ciemne okulary. Idąc do garażu, obróciła się i spojrzała na dom, ogród i podwórze porośnięte trawą. Powinnam kazać ją skosić już tydzień temu, pomyślała. Cofnęła się i nalała psu świeżą wodę do poidła.
- Zostań. Zostań tu. Z nim będzie ci lepiej – powiedziała targając kark czarnego labradora.
Pies zamerdał ogonem i zaczął pić chłodną wodę. Gdy skończył, podszedł do pana, który pilotem zamykał bramę wyjazdową. Obszedł dookoła wiklinowy fotel i ułożył się u stóp mężczyzny. Obserwował muchę, która przysiadła na czarnej łapie, a kiedy zbliżyła się do jego pyska, rozgryzł ją kłapnięciem szczęk. Potem przymknął oczy i czekał. Miał dopiero półtora roku i całe życie przed sobą. Mogło się zdarzyć wszystko.
Ilustracja: Tomasz Bohajedyn
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.