Nowy tekst

JAK PRZEJĄĆ KONTROLĘ NAD ŚWIATEM, NIE WYCHODZĄC Z DOMU (27)
Jest rok temu, stoję w kolejce w TKMaxxie. Nagle brutalnie zaczynają się przez nią przepychać młodzi mężczyźni; ni to biznesmeni, ni to sportowcy, ni to gwałciciele. To osobniki rasy sopockiej deptakowej, idą wprost do kasy z charakterystyczną pewnością siebie, bez minoderii „och, jaka jestem nieśmiała, że ci ludzie stoją tu przede mną!”, taranując nas, pizdy ściskające w spoconej łapce skarpetki (ich cena 24,99, nasza cena 19.99!), które w zabudowanym jeżdżą nie więcej niż 150/h, a mefedron brali ostatni raz nigdy. Bardzo głośna rozmowa mężczyzn składa się głównie ze słów „mocnych”, „wulgarnych”, tzw. „męskich”; wszyscy chłoniemy potulnie ich męskość z oczami wpitymi nieruchomo w kiście majtek, żelek i biskwitów ostatniej przedkasowej szansy. Oni zaś zdają się cieszyć z tego drylu, z karności, z jaką kolejka rozstępuje się, usuwa im z drogi; oczy zaś odwracają się onieśmielone, oślepione ich toksycznym blaskiem, szczypiące od czarnego CK (byle tylko nie usłyszeć „coś nie tak, cwelu?”).
Po ich odejściu panuje cisza. Wszyscy chyba czujemy się słabi i smutni. Ktoś bezszelestnie dokłada do koszyka niechciane, nielubiane nigdy cantucci. Stopniowo wraca życie, ciche wymiany zdań. Znane marki taniej. Zza pleców dochodzi mnie wtedy spontaniczna wymiana zdań...
Całość, Klick!!!
Foto: Borecki
Sierpień. Gorąco!

Wydaje się, że ludzie zachowują się tak, jakby im się zdawało, że żniwa są najważniejsze, że poza tym nie istnieje życie, nic kompletnie, tylko ile kwintali da owies z hektara. Tymczasem, gdy nadchodzi długo wyczekiwany łykend, przeciętny Polak rzuca wszystko i sięga po ulubioną książkę, i czyta i czyta i czyta... chociaż wie, jakie to niezdrowe, że od tego niebezpiecznie poszerzają się horyzonty.
Ilustracja: Iban Barrenetxea, Klick !!!
Cortazar na dzisiaj

Fragment pochodzi z książki Julio Cortazara „Opowieści o konopiach i famach i inne historie", napisanej w 1962 roku, a później brawurowo przełożonej na język polski przez „prywatną" tłumaczkę Cortazara, panią Zofię Chądzyńską. Książkę wydało „Pomorze Bydgoszcz" w roku 1993.
Ilustracja: Nature Galleries, Klick!!!
KROK W PRZÓD I KROK W TYŁ
Wymyślono szkło, przez które mogły przelatywać muchy. Mucha przyfruwała, lekko uderzała łebkiem i pstryk - już była po drugiej stronie. Nieopisywalna radość muchy.
Wszystko zrujnował uczony węgierski, który odkrył, że mucha może wejść, ale nie może wyjść albo też odwrotnie, a to z powodu sknocenia szklanych włókien, które okazały się za bardzo włókniste. Natychmiast wymyślono pułapkę na muchy przy pomocy wkładania do środka kostki cukru i wiele much marnie zginęło. W ten sposób zakończyła się szansa zbratania się z tymi zwierzętami, godniejszymi lepszego losu.
O liczeniu, pisaniu, piorunach i orzechach

Gertruda Stein pozująca Jo Davidsonowi Klick!!!
Nie ma innej różnicy pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem poza tą że człowiek potrafi liczyć i nigdy jeszcze nie było tyle liczenia co teraz. Wszyscy ludzie liczą liczenie jest głównym zajęciem wszystkich ludzi. A to dlatego że ludzie przekonali się że tylko liczenie różni ich od zwierząt a ponieważ każdy chce mieć pewność że jest człowiekiem, ponieważ każdemu teraz potrzebna jest afirmacja więc wszyscy zabrali się do liczenia.
dalej Klick!!! w zdjęcie
Piękna rupieciarnia
Fragment książki Bohumila Hrabala „Piękna rupieciarnia”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne.
W ostatnią niedzielę sierpnia chodziłem po lesie z radyjkiem tranzystorowym, nasłuchując wszystkich możliwych wiadomości. Zląkłem się jak diabli, gdy o trzynastej Wiedeń podał, że mnie i jeszcze kilkudziesięciu innych pisarzy pobito i wywieziono w nieznanym kierunku. Prezes Pen Clubu Arthur Miller złożył protest w tej sprawie. A ponieważ przez całe popołudnie nie usłyszałem ani jednej wiadomości, która by zdementowała tę z godziny pierwszej, ba, przeciwnie, podano kolejne szczegóły, że wywieźli nas niezidentyfikowani osobnicy przebrani za sanitariuszy, zacząłem z tego wszystkiego popadać w lekką demencję, nie będąc zdementowanym, dementowałem się sam, że być może spaceruję po lesie, śniąc o tym, że jestem związany w kij i wywożą mnie karetką w nieznanym kierunku, bez klauzuli wyjazdowej, bądź też że uprowadzili mnie fałszywi sanitariusze i teraz leżę na podłodze karetki, śniąc o tym, że spaceruję po lesie. I jak tu się potem dziwić, że w grudniu, w pewnej wsi w Górach Orlickich, nie zdziwił mnie widok kilku świeżo wykopanych grobów. Grabarz wyjaśnił mi później, że w tej okolicy, gdy chwyci mróz, ziemia zamarza na kość, a wtedy kopać w niej to straszna mordęga, dlatego zawczasu wypatruje, kto jest na wylocie, i kopie mu grób, zanim ziemia stwardnieje na amen, obywając się bez klauzuli wyjazdowej w postaci aktu zgonu. A skoro tak, to już zupełnie nie ma się co dziwić, że wczoraj spotkałem przyjaciela, który zdziwił się, że co jeszcze tu robię. Kiedy zapytałem, co ma na myśli, czy to, że jestem jeszcze na tym świecie, czy też to, że jestem jeszcze w kraju, odparł, że wiedział, że jestem cały i zdrów, ale myślał, że już wyjechałem, że, krótko mówiąc, dałem dyla. Powiedziałem mu, że nie mam bladego pojęcia, dlaczego jego zdaniem powinienem był wyjechać. Przyjaciel odparł, że każdy porządny człowiek, jeśli dotychczas nie wyjechał, powinien mieć przygotowaną klauzulę wyjazdową, ponieważ w razie gdyby sytuacja w kraju stała się niepewna jak pogoda w marcu, że w takim wypadku porządny człowiek nie powinien kłaść uszu po sobie, tylko starać się wyjechać.
Całość - Klick!! do źródła