Czytelnia człowieka dla ludzi
Cortazar na dzisiaj
Fragment pochodzi z książki Julio Cortazara „Opowieści o kronopiach i famach i inne historie", napisanej w 1962 roku, a później brawurowo przełożonej na język polski przez „prywatną" tłumaczkę Cortazara, panią Zofię Chądzyńską. Książkę wydało „Pomorze Bydgoszcz" w roku 1993.
Opowiadaniwe bez morału
Pewien człowiek sprzedawał okrzyki i słowa i nieźle mu
się wiodło, chociaż ludzie kwestionowali ceny i żądali zniżek.
Człowiek prawie zawsze ustępował i w ten sposób
udawało mu się przehandlować wiele krzyków sprzedawców
ulicznych, westchnienia, które kupowały starsze rencistki,
reklamy, slogany, szyldy, wytarte dowcipy i fałszywe
okoliczności.
Wreszcie człowiek zrozumiał, że nadeszła godzina, i poprosił
o audiencję u tyranika rządzącego krajem, podobnego
wszystkim swoim kolegom, który przyjął go w otoczeniu
generałów, sekretarzy i filiżaneczek czarnej kawy.
— Przychodzę sprzedać panu pańskie ostatnie słowa —
powiedział człowiek. — To bardzo ważne, bo na poczekaniu
nie przyjdą panu na myśl, a przecież wypada powiedzieć
je w krytycznym momencie, ażeby retrospektywnie
nabrały historycznego znaczenia.
— Przetłumacz, co powiedział — rozkazał tyranik swemu
tłumaczowi.
— Mówi po argentyńsku, ekscelencjo.
— Po argentyńsku? To dlaczego nic nie zrozumiałem?
— Wasza Wysokość doskonale zrozumiał — powiedział
człowiek. — Powtarzam, że przychodzę sprzedać panu
pańskie ostatnie słowa.
Ciąg dalszy, Klick!!!
Tyranik podniósł się, jak to się praktykuje w takich
chwilach, i powstrzymując drżenie rozkazał, aby zaaresztowano
człowieka i wrzucono do specjalnego więzienia, zawsze
pod ręką przy tego typu rządach.
— Szkoda — powiedział człowiek, gdy go brali. —
Rzecz w tym, że będzie pan chciał powiedzieć swoje
ostatnie słowa, kiedy nadejdzie chwila, i będzie ich pan
potrzebował, ażeby retrospektywnie nabrały historycznego
znaczenia. To, co miałem zamiar panu sprzedać, było dokładnie
tym, co będzie pan chciał powiedzieć, tak że nie
ma tu mowy o nabieraniu. Ale skoro nie chce pan zawrzeć
transakcji, skoro nie pozna pan z góry tych słów,
nie będzie pan mógł ich wymówić, kiedy nadejdzie chwila,
że będą miały pojawić się po raz pierwszy na pańskich
ustach.
— Dlaczego miałbym nie móc ich wymówić, jeżeli to
będą te, które będę chciał powiedzieć — zapytał tyranik
pijąc następną filiżankę kawy.
— Bo nie pozwoli panu strach — odparł smutno człowiek.
— Bo będzie pan miał sznur na szyi, bo będzie pan
w koszuli tylko, drżący ze strachu i zimna, bo zęby będą
panu szczękały i nie będzie pan w stanie wymówić słowa.
Kat i jego pomocnicy, wśród których będzie paru z tu
obecnych panów, poczekają dla pozoru parę chwil, ale gdy
usłyszą tylko jęk przerywany czkawką i błaganiem o przebaczenie
(bo to uda się panu bez wysiłku) zniecierpliwią
Się i powieszą pana.
Oburzeni, ludzie ze świty, a przede wszystkim generałowie,
otoczyli tyranika prosząc, aby natychmiast wydał rozkaz
rozstrzelania owego człowieka. Ale tyranik, blady jak
sama śmierć, wykopsał ich i zamknął się z człowiekiem,
ażeby jednak kupić od niego swe ostatnie słowa.
W tymże czasie generałowie i sekretarze, upokorzeni
tym, co ich spotkało, zrobili powstanie i następnego dnia
o świcie pojmali tyranika, zaskoczywszy go, gdy zajadał
winogrona w swej najulubieńszej gloriecie. Ażeby nie
mógł powiedzieć swych ostatnich słów, zastrzelili go na
miejscu. Po czym zabrali się do szukania człowieka, który
znikł z pałacu, i znaleźli go bez trudu, chodził bowiem po
targu sprzedając okrzyki linoskoczkom. Wepchnąwszy go
do więziennej karetki, zabrali do twierdzy i zaczęli torturować,
żądając, żeby im zdradził, jakie miały być ostatnie
słowa tyranika. Ponieważ nie udało im się zmusić go do
wyznania, tak go skopali, ze umarł.
Sprzedawcy uliczni, którzy kupowali od niego okrzyki,
w dalszym ciągu wykrzykiwali je po rogach i jeden z tych
okrzyków w przyszłości posłużył jako hasło i odzew
kontrrewolucji, która wykończyła generałów i sekretarzy.
Niektórym przed śmiercią przeszło przez myśl, że w sumie
wszystko to było łańcuchem tępych nieporozumień i że
słowa i okrzyki w ostateczności mogą być sprzedawane,
lecz — jakkolwiek to brzmi absurdalnie — nie mogą być
kupowane.
I wszyscy pognili, tyranik, człowiek, generałowie i sekretarze,
tylko okrzyki od czasu do czasu w dalszym ciągu
rozbrzmiewają na rogach ulic.
Ilustracja: Noma Bar, Klick!!!
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.