25 kwietnia 2024, czwartek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Sylwia Chutnik

Home sik, matka sik




Tekst jest fragmentem opowiadania "Biedne dzieci patrzą na biednych dorosłych" z antologii "Nie pytaj o Polskę" wydawnictwa Amea, Kraków 2009.

Rysukek: Tomasz Bohajedyn






Sylwia Chutnik

Home sik, matka sik


Najbardziej bym chciała, aby mój syn był żołnierzem. Nie wyobrażam sobie, aby nie chciał iść do jakiegoś powstania. Kilka już było w naszym mieście, no ale jego nie było, więc nie mógł na nich być. Lecz gdyby tylko, zaraz, wybuch jakiś i zbiórka z generałem - o, już ja bym malca dopilnowała, aby pierwszy w szeregu się stawił. Mundurek mu już taki uszyłam, zgrzebny, choć elegancki nawet. Wewnątrz ma ukryte kieszenie, aby schować w nich rozkaz, krzyżyk i kromkę chleba. W Empiku sprzedawali ostatnio nawet hełmy na dziecięce główki. Kupiłam kilka, na zapas. Obkleiłam dla pewności grubą warstwą paper mache, aby mu główka nie pękła od zagubionej kuli.


Ja to lubię takie rezolutne maluchy. W piaskownicy sypią piachem, w przedszkolu kradną zabawki i gryzą innych. Taki to sobie i na wojnie poradzi. A jak nie poradzi, to już mu mamusia tyłek spierze pasem, że się chłopiec zastanowi nad sobą i pewne sprawy przemyśli.


Chlebak ma po dziadziusiu, który szedł jeszcze z Napoleonem, i potem jeszcze dwa razy na Syberię i z Piłsudskim i potem z Borem-Komorowskim. Wszędzie był! A co sobie świata chłopina nazwiedzał, że to głowa mała. U nas tradycje domowe są patriotyczne i ja sobie osobiście nie wyobrażam inaczej, aby syn nie był jakim wojskowym. Tylko żeby w papierach nie wylądował i służby zza biurka nie prowadził. O nie, to dla mężczyzny zbyt babska robota. Żołnierz musi śmierdzieć, musi walczyć, musi wiedzieć co to front. Bo bez tego to już różni pozapadali w choroby, zapili się i zabili nawet. Także nie, dziękuję, my rodzina porządna i uzależnień tolerować nie będziemy.


Dzieciak normalnie pójdzie się bić, coś tam sobie wybierze już sam. Czy to kontyngent, czy to jakiś konflikt mniejszy. Albo w domu spokojnie poczeka, to się znajdzie zaraz jakiś przewrót. Najpewniej to od Zachodu będzie szło, jakieś niepokoje. Takie mam przeczucie. Na wszelki wypadek zakupiłam już bilet na samolot do Berlina, tylko się miejscówkę zabukuje w odpowiednią porę i synek będzie pierwszy. On zawsze taki pierwszy. Jak pani w grupie pyta o coś, to on od razu rączkę do góry. Trochę się jąka, taki nieśmiały troszkę. Więc zaraz zapomina, co chciał powiedzieć. Ale ja mu tyle razy powtarzałam, że ma być wszędzie pierwszy i nieważne, co i jak, ale łapa do góry. Ludzie mają widzieć, że z byle jakiego domu nie pochodzi i swój rozum ma. Poza tym: jak na wojnie będą rozdawać prowiant, to jakby stał na szarym końcu, to co by dostał? Nic by nie dostał! Kostki do ogryzienia.



Dalek, Klick!!!





Rano mu naciągam rajstopki i tak mu mówię, patrząc w lusterko w przedpokoju: baczność! Ręce wzdłuż tułowia! Prezentuj się!


Na Gwiazdkę mu z mężem kupiliśmy dwunastotomową encyklopedię wojny. Jeszcze mu autograf Wołoszańskiego załatwiłam. Do mnie taka klientka przychodzi, co w telewizji pracuje. I zanim jeszcze zdjęli mu ten program z ramówki, to go na korytarzu złapała i mówi: „panie Bogusiu kochany, chłopak się tu jeden do żołnierki garnie, a zdolny taki, młody. Pan mu coś na zachętę napisze". To napisał „za zasługi". No to teraz zasługi muszą być, bo inaczej to wstyd przed redaktorem z telewizora będzie! A my jesteśmy porządna rodzina.


Jeszcze tak sobie myślę, że pewien problem z butami jest. Nie mogę znaleźć na jego nóżkę glanów. Wszędzie tylko buty z atestem, sztywna pięta, odblask na podeszwie, rzepy i obrazki z kreskówek. No przecież w infantylnym obuwiu nie wyjdzie w szeregu, podśpiewując hymn. Myślę, że to się skończy tak, że poprosimy szewca, aby wziął miarę i sam coś uszył. Buty muszą być, ma je codziennie pastować. Przed Wieczorynką!


Zresztą, nie żołnierski sznyt chodzi. Mnie to na przykład zależy również na tym, aby nas synek osierocił. Abym została taką prawdziwą Matką Polką, której potomek zginął za naszą i waszą wolność. Uwielbiam na przykład modę z czasów powstania styczniowego: kobiety wtedy, wdowy najczęściej lub właśnie matki opłakujące własne dzieci, takie piękne suknie nosiły. Czarne, marszczone na piersi, z koronkową stójeczką pod szyją. Do tego obowiązkowo medalionik ze zdjęciem i puklem włosów. Jak one się nosiły, jak one cudnie płakały! Przychodziły do siebie po południu i dalejże rozpaczać. A do tego herbatka, jakieś ciasteczko, przytulna atmosfera z zachodzącym słońcem w tle. Jak ja bym sobie do Luizy wieczorem pochodziła i tak popłakała! A teraz to tylko w ten serial się wgapiamy i próbujemy wczuć się w losy rodzin wenezuelskich. Ale my przecież rodzina polska, o niepodległościowych korzeniach, to przecież o ile lepiej byłoby pochlipać za synkiem, za urwisem moim kochanym, aniołkiem, Skarbkiem.


Tymczasem te tchórze z rządu, te sprzedawczyki, już kolejny kontyngent mają wycofać. Że niby misje pokojowe się nie opłacają. I co z tego, a kto tu mówi u pieniądzach?! Tu przecież chodzi o takie cechy jak: honor, bóg, ojczyzna, śmierć.


Nastały takie czasy, że wszyscy za zyskiem lecą i już nawet biedna matka syna swego jedynego na wojnę posłać nie może. Bo wojna zła, zabijanie złe. To co ma ten biedny chłopaczyna w życiu robić? Kraść?


Źródło, Klick !!!

 

Rysunek: Tomasz Bohajedyn

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.