19 kwietnia 2024, piątek

Dariusz Łukaszewski

Husaria



HUSARIA
Pańskie Chałupy - 2017/18, strona 71



Ciężki helikopter, z sześcioma śmigami zamiast czterech w śmigle, przenosi nad miastem wielki słup wysokiego napięcia. Nie wiadomo skąd i nie wiadomo dokąd. Pańskie Chałupy zadzierają głowy. Żelazna konstrukcja, przypominająca monumentalny krzyż pański, czochra ramionami gęste chmury, które zaległy na miastem, choć nie miały takiego zwyczju dotąd. Ktoś się żegna, czyżby wiedział więcej od nas?


Ale co to? Zamiast śniegu mgła opada, kształty zżera, a burmistrzowi akurat w drogę, w dodatku do województwa na uroczystość ważną bardzo jest proszony. Kierowca mówi:


- Nie pojadę. W taką mgłę narażać życia pana burmistrza nie można.

- Ja ci, Kubacki, nie pojadę! Ale już, samochód mi grzej! - tak burmistrz odważnie kierowcę do jazdy próbuje przekonać.


- Poczekajmy chwilkę panie burmistrzu, chwilunię, aż mgła gęsta przerzedzi się, te pół godzinki bynajmniej nie zbawi nas.

- Ja ci kurwa Kubacki dam chwilunię i bynajmniej! Jazda mi, ale już! - burmistrz po pańsku daje znać, że dyskusja jest zakończona.


Co robić? Na takie dictum kierowca wymaszerowuje defiladowym, auto do drogi zaczyna sposobić, sekretarka Grażynka prędziutko jakąś rzeźbę zdolnego rzeźbiarza Marysia w celofany pakuje, do torby papierowej godłem miasta wylogowanej półtora litra łyskacza wkłada, jeszcze jakieś foldery reklamowe upycha i książkę ze zdjęciami miasta, w eleganckiej formie albumowej wydaną.


Burmistrz wychodzi na parking urzędu swojego i oczekując na meldunek o gotowości wyjazdu, ostatniego papierosa wypala, ale jeszcze nie wie, że to jego ostatni w życiu. Jedni są bliżej śmierci, inni dalej, jedni i drudzy mają przed sobą wszystko, bo każdy ma przed sobą wszystko; wszystko co ma burmistrz to sekundy dwie.


Jak pocisk spada coś ciężkiego z nieba, ale mgła gęsta, więc nie wiadomo co dokładnie, słychać tylko grzmot uderzenia w taras balkonu z kutą balustradą, ozdobą zamku burmistrza, a potem rumor

ton betonu i stali, opadających na parking.


Może spadł krawężnik rzucony przez Miecia w rozpaczy, bo właśnie sobie przypomniał o grawitacji bezwzględniej? Nawet na autorytet wysokiego urzędu nieczułej. Mieciu już dawno stąd poszedł na poszukiwania, bo wtedy jeszcze szukał Luizy, nie potrafiąc uwierzyć w swoją samczą porażkę jej wyjazdu z miasta na zawsze. Śladu już po Mieciu tu nie ma, kiedy betonowy pocisk spada z nieba.


Tak zmieciono wielkiego naszego burmistrza. Nie wyborami narodowymi, ale kawałkiem betonu prostackiego, co zabija równo: debila, nieważnego bezrobotnego, jak i majestat najwyższy urzędniczy, po którym i żałoba masowa będzie i śledztwo nerwowe być musi. W każdym razie, poległ burmistrz pełniąc obowiązki swoje wobec miasta na polu chwały, zatem i żałoba i śledztwo transparentne, pokazowe i medialne należą się jak psu zupa. Tym bardziej, że nie tylko nałojeńcy z Pańskich Chałup, ale i inni obserwatorzy widzieli helikopter ciężki, przeorujący chmury monumentalnym krzyżem, więc nieprzypadkowo mogła się taka gęsta mgła pojawić, nagłej śmierci burmistrza sprzyjająca. I poległ.


- Nie wygłosił przemowy pożegnalnej?

- Nie.


- Nawet pisnąć nie zdążył?

- Nie.


- Niektórzy umierają kulturalnie, aż miło, za to inni... szkoda gadać.


Życie toczy się dalej. Starzy ludzie, oszczędzają na wodzie, ogrzewaniu i na świetle też. Papuga Hrabini klepie Loretańską, takiego mądrego ptaka już jej przysłali ze sklepu zoologicznego. Karolinka zapisała się na jesienno-zimowy semestr kursu artystycznego rysunku węglem z modela, żona Sławka kupiła mężowi kije nordikłoking na otyłość, najdroższe jakie w internecie znalazła, a szukać umiała. I się Sławek obraził: że na otyłość najlepsza jest perkusja, a nie kije nordikłoking, że chyba na głowę upadła, że mu te najdroższe kije kupiła. Szybko więc mu żona kupiła perkusję, i dopiero się Sławek obraził: że kolor niedobry, że go upokorzyć chyba chciała, w takim brzydkim szarym kolorze perkusję kupując, jak dla starego dziada, gdy on by przecież wolał coś żywszego, w pomarańczach-błękitach młodzieżowych, czy ekologicznej zieleni trawy na wiosnę. Więcej już żona Sławkowi nic na otyłość nie kupuje ze strachu, żeby się jeszcze bardziej nie obraził. Samochód mu tylko nowy funduje dla udobruchania, bo wie, że Sławek lubi mieć samochód nowy i lepszy niż mają koledzy, więc taki mu kupuje. I Sławek cieszy się, bo auto duże, mieści się do niego swobodnie, a koledzy do swoich z trudem, więc może się z nich trochę podśmiać, a i żona podśmiewa się solidarnie razem z nim, tak że normalna wesołość małżeńska do domu wróciła, gołym okiem to widać.


- Żeby tylko Sławek gdzieś nie przeczytał tego, co pan tu o nim...

- Masz go za idiotę? Myślisz, że on sam nie wie o sobie wszystkiego?

 

- Ja myślę, że ludzie powinni móc sobie cały dzień leżeć, telewizję oglądać, bo skąd się mają czegoś o innych dowiedzieć, jak nie z telewizji?


Rysunek: Andrzej Bobrowski


   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.