Jadę na poszukiwania dziewczyny mojego życia - cz. 11

Ocean rzepaku. Gdzieś tam hen... kopuła wieży kościoła przyciąga wzrok jak latarnia morska. Zarys zabudowań.
Rysunek: Andrzej Bobrowski
Na ścieżce zaczynają rosnąć dwie postaci, mniejsza i większa. Mniejsza jest jasno-kolorowa. Większa, czarna, wychyla się w prawo i zaraz powraca do pionu, jak jednostronne wahadło. Stara kobieta, ubrana w odświętne czernie, utyka na jedną nogę. Prowadzi za rękę małą dziewczynkę, prawdopodobnie wnuczkę, prawdopodobnie do kościoła. Cały jej skarb. Jest szczęśliwa i spełniona – mimo kalectwa i podeszłego wieku zaufano jej, powierzono jedynaczkę. Zwalniam i z całą powagą, z nabożeństwem prawie ustępuję z drogi.
Dziecko trzyma w wolnej ręce dużego czerwonego lizaka w kształcie serca. Nie liże go, nie gryzie, lizak jest zawinięty w celofan z błyszczącą wstążką. Mała nie rozstaje się ze swoim skarbem, nawet na spacerze. Dwie kobiety, każda trzyma w ręce swój skarb.
Ciąg dalszy 29. kwietnia
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.