Kobiece sprawy

Dwie kobiety, panie, co akurat nie gotowały zupy, nie podgrzewały zupy, nie były zajęte wymyślaniem zupy lub kupowaniem składników zupy, a dzieci już dawno porodzone miały, takie dwie panie akurat tego samego dnia wsiadły do jednego przedziału w tym samym pociągu, co go właśnie zapowiada dworcowy megafon.
Jedna przeżegnała się, więc druga też się przeżegnała solidarnie, żeby nieprzeżegnaniem się nie urazić.
- Wsiada człowiek w jednym miejscu, a wysiada w całkiem innym... dzień dobry, przepraszam że tak do pani...
- A i tak się zawsze gdzieś jest, czy to tu, czy to tam, choćby się nawet nie chciało, to i tak się jest tu czy tam. Dzień dobry.
- I tu się może zdarzyć wszystko i tam się może zdarzyć wszystko...
- Albo nic.
- Albo nawet i nic.
- Ale tyle się dzieje jednak wciąż, że za dużo.
- Bo na świecie jest za dużo ludzi. Ale nie mam na myśli pani ani siebie, tylko w ogóle.
- Za to grzybów jak na lekarstwo. Nie wiem z czego na święta grzybową ugotuję, chyba z paczki.
- Ktoś policzył, że już jest 7 miliardów, nie pamiętam czy w gazecie, czy w telewizji jakiejś...
- Święta bez grzybowej, to gorzej jak bez karpia.
- Ale komórek jest tylko 5 miliardów. Więc nie wszyscy jeszcze są w sieci...
- Na szczęście mam trochę zamrożonych z zeszłego roku, czarne łebki, sinki, olszówki...
- Ja nie zbieram olszówek, podejrzane są, takie blaszki mają od spodu okropne jak psie.
- Przeważnie olszówki to suszę, ale te akurat jakoś zamroziłam.
- U mnie grzybowa nawet jakoś w ogóle nie schodzi, mąż nie za bardzo, a młodzi to szkoda gadać.
- Może za dużo octu pani daje?
- Octu w ogóle nie daję, tylko czosnek.
- A widzi pani, nie każdy lubi jak za dużo.
- Za to śledzie, to tak. Śledź na siedem sposobów musi u nas być
- A jak pani robi te śledzie?
- Zwyczajnie, na siedem sposobów po prostu. Nie powiem pani teraz tak z pamięci, mam gdzieś zapisane.
- Znajomy uważa, że śledź to nie ryba. „Śledź to śledź", mówi ten znajomy.
- Niech pani nie słucha. Śledź jak jest na siedem sposobów, to palce lizać.
- Nie żyje już ten znajomy. Ale jeszcze zdążył żonę zostawić dla innej, chociaż ta jego jeszcze wszystko sama koło siebie potrafiła elegancko zrobić.
- No tak, tyle się wciąż tych młodszych rodzi, że nic na to nie można poradzić.
- Za dużo jest ludzi na świecie.
- Nie mówiłam?!
- Więcej ludzi niż rozumu.
I tak trwa ta rozmowa wyzuta z emocji i bez napięcia jakiegokolwiek. Ale i biegnąca bez trudności, prowadzona z wyćwiczoną wprawą unikania niebezpieczeństw otarcia się o spór kłopotliwy, bo wymagający zabrania głosu.
- Zaczęli chyba grzać, bo zdejmę płaszcz.
- No, się zrobiło przyjemnie gorąco, też zdejmę.
Dwie panie wstały i zaczęły zdejmować płaszcze, ta swój, a tamta swój. A kiedy tak stały i zdejmowały to nagle się ciemno zrobiło, bo pociąg wjechał akurat do tunelu i noc zabrała wszystkie kształty jakie zastała i porządek rzeczy zabrała, dając w zamian potworny rumor pędu odbijanego od betonowego rękawa tunelu. Chwilę trwało zanim światło jednym cięciem przegoniło ryczącą ciemność i przywróciło kształty, a gdy pani szybko zamknęła okno i huragan w przedziale momentalnie ustał, powrócił porządek rzeczy rozkołysany w monotonnym stuk-puk, stuk-puk jadącego pociągu.
- Okno się samo otworzyło, ale już zamknęłam – powiedziała pani.
- Stuk-puk, stuk-puk, stuk-puk...
- Gdzie pani jest? Halo?! - w przedziale poza nią nie było nikogo.
Ale pani nie wpadła w panikę, tyle już w swoim życiu widziała, że teraz, jak zwykle postanowiła poszukać winy w sobie: - Mój boże, co ja takiego powiedziałam – zaczęła się zastanawiać.
Ilustracja: Tomasz Bohajedyn
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.