Teatr rozmowy
Lech Janerka
Żeby opowiadać swoją bajkę, nie trzeba znać innych bajek.
Robert Rusek: - Jakie są Twoje najbliższe plany?
Kiedy nowa płyta?
Lech Janerka: - Zawsze fajnie jest
nagrać nową płytę, ale w tej chwili nie mogę podać ani żadnych terminów ani
nawet powiedzieć, czy ta płyta się ukaże, to znaczy, czy ją stworzę. Przez ostatnie
dwa lata nie grałem, ze względu na zdrowie, a jak nie gram, to nie komponuję
nowych rzeczy. Niedawno wróciłem do grania, zagraliśmy koncert w Gdańsku, ale
wygląda na to, że to był ostatni występ w tym roku. Jeżeli chodzi o plany, to w
maju przyszłego roku nagramy płytę koncertową, jeżeli zdrowie dopisze, a jeżeli
nie, to trudno powiedzieć....
To będzie płyta nagrana jako Lech Janerka...
Tak, pod moim nazwiskiem. Dostaliśmy propozycję, by nagrać właśnie płytę
koncertową. Wiąże się to z cyklem "Najmniejsze koncerty świata".
A z kim w Polsce chciałbyś nagrać płytę?
Rozumiem, że chodzi Ci o to, że mam kogoś wyróżnić... Powiem tak – jest
wielu ludzi, z którymi mógłbym nagrać płytę, aczkolwiek niespecjalnie pewnie im
by się to podobało, bo ja jestem bardzo nieproduktywny, jeśli chodzi o
nagrywanie płyt. Nie robię tego sprawnie, nie robię tego szybko, ale raczej z
pewną dozą męki. Nie próbuję się wymigać od odpowiedzi, po prostu nie śledzę
rynku. Jest wiele ciekawych zjawisk w polskiej muzyce, młodzi, ekscentryczni
ludzie, na przykład Fisz, Emade, Budyń. Szereg zespołów ma ciekawe pomysły,
elementy które mi się podobają i imponują – czyli lapidarna wypowiedź, ciekawie
zaaranżowana i przyzwoicie wykonana. Tych wykonawców jest cała masa.
Czy dostrzegasz różnicę między ludźmi, którzy przychodzili na koncerty
w latach 80-tych a współczesną publicznością?
Wydaje mi się, że kiedyś w latach 80-tych publiczność była bardziej
sprofilowana, co jest nieładnym słowem, ale tak to wyglądało. Ludzie
przychodzili na bardzo konkretnego wykonawcę i ciężko im było zaakceptować
innych. W tej chwili, może poza publicznością hiphopową, która jest
ortodoksyjna, widzowie są otwarci na różne kierunki, gatunki muzyki.
Ludzie przychodzą się bawić....
Część przychodzi się bawić, część posłuchać, skonfrontować wspomnienia czy
wizję, jaką wytworzyła płyta, z rzeczywistością.
Czy sądzisz że granie muzyki, pisanie piosenek może
zmienić świat? Szczególnie jeśli chodzi o muzykę niekomercyjną?
Uważam że tak, a dobrym przykładem może być zespół The Beatles. Jestem ciągle
wielkim ich fanem, a w latach 60-tych, no cóż, oni szybko mieli bardzo dużo
pieniędzy, potem grali dla sztuki, napinali się, robili rzeczy na coraz wyższym
poziomie artystycznym. Nie sądzę, by robili to dla pieniędzy, bo te już mieli.
Już po drugiej płycie byli multimilionerami a potem zawiesili koncerty, na
pewno dochodowe, po to by podnieść jakość swojej muzyki i skoncentrować się na
pracy studyjnej. Z tego co pamiętam, przechodzili różne katorgi, kryzysy, ale
nagrywali ciekawą muzykę. Mało tego, w momencie kiedy doszli do punktu, z
którego nie widać już było perspektywy artystycznej, to rozeszli się i żadne
pieniądze nie były ich w stanie skleić z powrotem.
Myślę że wielu ludzi gra dla idei, niektórzy zaczynają po to, by o czymś
opowiedzieć. Jeśli im się uda i poszczęści to robią pieniądze i karierę, a
potem wracają do grania dla idei. Sądzę iż ten nurt - mówię o piosenkach
które są robione dla sztuki - trwa od początku ludzkości. Mówi się o bólu,
miłości, własnych spostrzeżeniach, przesiewa się zastany obraz świata i
przetwarza w swój własny. A pieniądze? Mój Boże, mnie kiedyś ktoś zarzucił, że
powinienem być biedny i umrzeć na gruźlicę. Nie sądzę by to był dobry pomysł...
Skąd pomysł gier słownych, zabawy słowem na Twoich płytach?
Wynika to ze znudzenia potocznym językiem, który miele czterysta słów, tych
samych. Wydaje mi się, że język jest po pierwsze bogaty, po drugie ciągle może
zmieniać się i ewoluować. Trzeba się tylko trochę przyłożyć i można się
językiem świetnie bawić, opowiadając różne rzeczy, niekoniecznie za pomocą tych
samych słów. Oczywiście to nie jest nowy wynalazek, pojawiał się choćby w
powieści Lewisa Carrolla o "Alicji w Krainie Czarów". A gdyby
porozmawiać z literackim erudytą, okazałoby się, że zabawy słowem zaczęły się
jeszcze wcześniej. W ogóle życie jest jakimś stopniu zabawą.
Jakiej muzyki słuchasz?
Bardzo mało słucham muzyki. Miałem taki okres w latach 80-tych, kiedy
przyglądałem się temu, co wychodzi na rynku, wsłuchiwałem się w rzeczy, które
były hitami, ale również szperałem po dziwnych szufladach. W tej chwili słucham
bardzo niewiele, w myśl starej zasady, którą często powtarzam: żeby opowiadać
swoją bajkę, nie trzeba znać innych bajek.
Jaki jest Twój stosunek do współczesnej polskiej rzeczywistości?
Trudno jest mi ogarnąć współczesną rzeczywistość, moim celem zawsze było
izolowanie się od społeczeństwa, co mi się w jakimś stopniu udało, w tej chwili
trudno mi jakość kompetentnie wypowiadać się na temat życia statystycznego
Polaka. No cóż, w niektórych wolność uderzyła boleśnie, inni kwitną. Dla
jednostek operatywnych, inteligentnych i odważnych na pewno są to czasy, kiedy
można zabłysnąć i fajnie żyć. Dla ludzi którzy nie są przyzwyczajeni, żeby być
samodzielnymi, współczesność może wywoływać traumę.
Rozmawiał Robert Rusek www.netbird.pl
fot. Michał Kobyliński
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.