28 marca 2024, czwartek

Merynos

Dorotka & Company

Merynos, cz. 20

 

 

 

 

Gruba, niepublikowana jeszcze książka dla nastolatek i ich rodziców - fragment dwudziesty Klick!!!

 

Ilustracja: Kasia Leszczyc-Sumińska


 

 

 

Cz. 20

 

popołudnie

 

 

Świat wcale się nie skończył. Chociaż jest inaczej. Ale dalej są wakacje.

 

- Ojciec nie jest zły. Tylko za dużo rzeczy mu w życiu nie wyszło – mówi Patyczak.
Siedzimy na skraju lasu i plaży i gapimy się w morze. Merynos położył się obok Patyczaka i oparł głowę na jego stopie. Zawsze, kiedy gdzieś przysiadamy, Merynos kładzie się przy Patyczaku. Ale nie jestem zazdrosna. Właściwie to jestem zachwycona. – Kiedyś miał własny kuter. A nawet dwa – Patyczak gryzie źdźbło trawy, ja też przygryzam źdźbło. – Ale ja już tego nie pamiętam. Przyszli jacyś i mu zabrali kutry. Teraz tylko tak sobie chodzi, to tu, to tam i zabija czas. I czasem się wścieka, bo nie ma już nic, na czym by mu zależało. Kiedyś się go bałem, ale teraz mi go zwyczajnie żal. Taki facet, który miał wszystko, a teraz nie ma nic i wie, że nigdy niczego już nie będzie miał. Nic na czym by mu mogło zależeć.

 

- A ty? – pytam – Ty nie jesteś dla niego ważny?

 

- Czy ja wiem? Ja po prostu jestem. Czy on tego chce, czy nie, to i tak już będę.

 

- Dla mnie jesteś ważny – mówię.

 

- Serio?

 

- No.

 

- Poważnie na serio?

 

- Serio. Chociaż...- zawieszam głos.

 

- Chociaż co?

 

- Chociaż mi się nie zgadzasz z całym moim światem. Czasami wcale mi się nie zgadzasz. Czasami próbowałam o tobie myśleć najgorzej i wtedy było mi smutno jak nie wiem co. Więc lepiej mi się myśli o tobie dobrze. Właściwie to wcale nie muszę się starać, żeby dobrze o tobie myśleć. W ogóle nie muszę myśleć, żeby o tobie myśleć. Tak po prostu, jesteś w mojej głowie i już.

 

Patyczak wypluwa trawę i zrywa nową. Dla mnie też.

 

- Chcesz? – biorę od niego trawę.

 

- Ale wtedy jak pierwszy raz zobaczyłam te wasze króliki, to wyobraziłam sobie ciebie jak pożerasz mojego Traktora. Wpychasz go całego do ust, i tylko jeszcze jego biedna nóżka wystaje z twojej paszczy i drga konwulsyjnie, a potem czarne futerko znika z tego świata za ścianą twoich zębów.

 

- Przestań, naprawdę tak o mnie myślisz?

 

- Wtedy tak. Ale to mi się nie trzymało w sensie. Ale i tak uciekłam i postanowiłam, że w ogóle nie powinnam cię spotkać.

 

- Żałujesz, że mnie spotkałaś?

 

Merynos podniósł się z piachu i wyraźnie znudzony obszedł nas dookoła. A potem znowu opadł na miejsce. Czyli przy nogach Patyczaka.

 

- A powinnam? – zapytałam wesoło. - Na razie przeżywam same wstrząsy z twojego powodu. Co jeszcze mnie czeka? No co? – powiedziałam wciąż uśmiechając się. Ale Patyczak się nie roześmiał.

 

- Wyjeżdżasz za trzy dni – upewnił się ponuro.

 

- No.

 

- Wiesz co? - jego twarz nieoczekiwanie ubrała się w uśmiech. - To mamy jeszcze trzy dni!

 

- A potem?

 

- Coś wymyślimy – poderwał się z piasku. – Chodź!

 

- Dokąd?

 

- Chodź! Szkoda czasu! – chwycił mnie za rękę i na pełnym gazie wbiegliśmy do morza. Tak jak staliśmy. Merynos bez wahania wziął zimny prysznic razem z nami.

 

Świat wcale nie wyglądał tak, jakby się miał skończyć.

 

 

 

 

jutro

 

Mama zakończyła swój wywiad i Kiszowa zaprosiła ją na obiad z tej okazji. Mnie też. Szkoda mi czasu, ale zgodziłam się. Merynos zostaje w domu. Ze względu na Futro. Na miejscu przeżywam mały szoking – ta dziewczyna, niby-Maślanka, w skórze i gringersach jest córką Kiszowej. W dodatku ma na imię Xymena! Siedzi naburmuszona i nawet nie udaje, że jest jej miło z powodu naszej wizyty. Od razu widać, że ma fioła na swoim punkcie. To znaczy na punkcie swojej wyjątkowości. Co miłe nie jest. Ale za to denerwujące do bólu.

 

- Buntujesz się trochę – mówię, gdy zostajemy same trochę na uboczu.

 

- Może – bąka na odczepnego, nie przerywając obgryzać paznokcia.

 

- Mam koleżankę, która też się buntuje – mówię dalej.

 

- Acha.

 

- I też obgryza paznokcie.

 

- Acha.

 

- I nawet wygląda tak jak ty.

 

-Acha.

 

- Dlatego wzięłam cię za nią. Wtedy, przy sklepie.

 

- Acha.

 

- Bo wyglądacie tak samo. I zachowujecie się tak samo. Właściwie nie ma między wami żadnej różnicy. Uciekałaś już z domu, czy dopiero będziesz uciekać? No powiedz.

 

- Spadaj! – kalka Maślanki wypluwa paznokieć i patrzy na mnie złowrogo. A więc trafiłam w czuły punkt. Co wcale trudne nie było. Nawet nie chce mi się odpowiadać. Nawet nie śmieję się jej triumfalnie prosto w twarz. Po prostu siedzę sobie i nic. A ona wygląda jakby miała pęknąć. Musi mieć chyba 15 albo i 16 lat. A ja mam trzynaście. I siedzę sobie i się nabijam. Kurcze, jak łatwo jest kimś pogardzić?! Za łatwo. Czuję, że to jest jednak głęboko nie w porządku.

 

- Słuchaj – mówię. – Chciałam tylko porozmawiać.

 

- To sobie porozmawiałaś. A teraz spadaj! – prawie krzyczy.

 

- OK. Już spadam – przystaję potulnie na jej propozycję i spadam. I od razu czuję się lepiej, że mogłam coś dla niej zrobić. Coś, czego ona chciała. Albo tylko wydawało się jej, że chce.

 

Za dwa dni koniec moich wakacji.

 

 

 

 

później

 

Mama wraca od Kiszowej. Nie jest zadowolona. Ja też nie jestem zadowolona. Więc obie jesteśmy niezadowolone. Na ten sam temat. Tylko, że z zupełnie innych powodów.

 

- Nie jestem z ciebie zadowolona – mówi mama.

 

- Mamo ja też nie jestem zadowolona – odpowiadam. - Może uda nam się więcej na ten temat nie rozmawiać? – proponuję. – Za dwa dni koniec wakacji.

 

Mama patrzy na mnie dłuższą chwilę.

 

- Może – mówi w końcu. – Może uda nam się o tym nie rozmawiać. Ale zastanowię się jeszcze. A najpierw napiję się kawy.

 

- Chętnie ci zrobię kawę – proponuję ochoczo. – Może być taka jak zwykle, czy jak zwykle wymyślisz coś nowego?

 

- Może być jak zwykle.

 

- Ze śmietaną i bez cukru – upewniam się.

 

- Bez śmietany i z cukrem – koryguje mama. Idę do kuchni i rozpędzam ekspres.

 

 

 

 

później

 

Staś złapał nowego pająka do kolekcji.

 

- Tygrzyk paskowany. Bardzo rzadki – pokazuje mi z dumą paskudztwo w słoiku po majonezie „Winiary". Paskudztwo po obejrzeniu, wydaje mi się nawet całkiem, całkiem. Pomarańczowo-żółty korpusik w brązowe paski na ośmiu chudych patyczkach.

 

- Jest śliczny, Stasiu – chwalę, żeby nie zabić w nim pasji biologicznej.

 

- Ja go wytropiłem – mówi Krzyś zadowolony. – O, tam! – pokazuje na nogę mojego łóżka.

 

- Co takiego?! – aż podskakuję z wrażenia. – Pająk pod moim łóżkiem?!

 

- Ale był bardzo grzeczny, bardzo, naprawdę – uspokaja Krzyś. – Obserwowałem go przez trzy dni. Możesz mi wierzyć, to jest bardzo grzeczny pająk...

 

- Przez trzy dni?! Spałam z pająkiem przez trzy dni i nic mi nie powiedziałeś! – wybucham oburzona i otrząsam się ze wstrętem. – Dlaczego go stamtąd nie zabrałeś?

 

- Nie wiedziałem, czy mogę – zaczyna tłumaczyć Krzyś. Trochę zaskoczony moją histerią. – Myślałem, że to jest twój pająk, skoro chowasz go pod swoim łóżkiem. Nie wiedziałem, że chcesz, żebym go stamtąd zabrał. Nie zachowywałaś się jakbyś go nie lubiła...

 

- Krzysiu! Przecież ja pojęcia nie miałam, że to tam jest!

 

- Też tak pomyślałem dzisiaj. Że chyba nie wiesz kogo masz pod łóżkiem. Bo się nim wcale nie chwalisz, ani nie interesujesz. Więc postanowiłem go dać Stasiowi. Bo Staś się bardzo interesuje pająkami. A ty nie. Więc chyba się nie gniewasz? Powiedz, czy jestem grzeczny?

 

Nie od razu odpowiadam. Patrzę na Krzysia, patrzę na Stasia, patrzę na koszmar w słoiku po majonezie „Winiary".

 

- Pokażcie mi jeszcze raz ten skarb – proszę. I biorę słoik do ręki. – Prawdziwe cudo – chwalę. Starając się by to zabrzmiało wiarygodnie. – Jesteś bardzo grzeczny Krzysiu. I dobrze zrobiłeś, że go stamtąd zabrałeś. Tego tygrzyka. I dałeś Stasiowi. Wcale się nie gniewam.

 

- Widzisz – mówi Krzyś do Stasia – wiedziałem że się tylko troszkę, z początku pogniewa.

 

- Krzysiu, jesteś taki grzeczny, że jeśli kiedykolwiek zobaczysz przy moim łóżku pająka, mysz, stonogę albo węża, możesz od razu dać je Stasiowi – mówię co myślę.

 

- Dziękuję. Naprawdę bardzo ci dziękuję – odpowiada Krzyś.

 

- To znaczy, że wszystkie żywe stworzenia należą do mnie? – upewnia się Staś.

 

- Wszystkie – potwierdzam. – Oprócz jednego. Bo Merynos i tak by ci się do słoika po majonezie nie zmieścił.

 

- No tak, oprócz Merynosa – zgadza się wyrozumiale Staś z miną właściciela wszystkiego co żyje dookoła.

 

 

 

Cdn

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.