19 kwietnia 2024, piątek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Philip Roth

Oszustwo



Kim jest Philip Roth, zapewne nikomu przypominać nie trzeba, ale żeby dalej tak ten stan rzeczy pozostał, przypomnieć od czasu do czasu warto kawałek jego dołującej prozy.


 

 


Philip Roth, Oszustwo, Wydwnictwo Łódzkie, Łódź 1993, przekład Jerzy Jarniewicz.

 

fragment

(...)
- Nieuczciwą rzeczą w cudzołóstwie jest między innymi to, że porównując kochanka z mężem nigdy nie widzisz kochanka w tych strasznych, przygnębiających sytuacjach, kiedy awanturuje się z powodu warzyw lub przypalonej grzanki, gdy zapomina zadzwonić w jakiejś sprawie lub gdy kogoś wykorzystuje, lub gdy jego ktoś wykorzystuje. Myślę, że ludzie świadomie nie dopuszczają do tego, aby podobne rzeczy pojawiły się w pozamałżeńskim związku. To są uogólnienia na podstawie moich niewielkich jeszcze, bardzo niewielkich doświadczeń, prawie żadnych doświadczeń. Myślę jednak, że tak właśnie jest. Bo gdyby tego nie robili, żyliby w ciągłym niepokoju. Chyba że ktoś lubi dwa zestawy domowych konfliktów — mógłby wtedy lawirować między jednym a drugim.

- Tak, przy kochanku czy kochance życie codzienne staje się nieważne. Choroba Emmy Bovary. W pierwszym przypływie kobiecej namiętności każdy kochanek jest dla niej Rudolfem. Kochanek, przez którego płacze przed samą sobą: „Mam kochanka! Mam kochanka!” Flaubert nazywa to „pewnym rodzajem permanentnego uwiedzenia”.

- Ta książka to mój podręcznik.

- Który fragment lubisz najbardziej?

- Oczywiście, że ten brutalny kawałek. Kiedy ona w końcu leci do Rudolfa po pieniądze, kiedy błaga go o trzy tysiące franków, które mogłyby ją uratować, a on mówi: „Nie mam ich, droga pani”.

- Powinnaś to czytać na głos swojej córce, kawałek po kawałku, co wieczór przed snem. Flaubert to dobry przewodnik dla dziewcząt po świecie mężczyzn.

- „Nie mam ich, droga pani" - przecież to pyszne!

- Mówiłem kiedyś swoim studentom, że nie potrzeba i trzech mężczyzn, aby przejść przez to wszystko, przez co ona przeszła. Zazwyczaj jeden wystarczy. Będzie najpierw Rudolfem, potem Leonem, a wreszcie Karolem Bovary. Wpierw uniesienie i namiętność. Wszystkie lubieżne grzechy ciała. W jego niewoli. Porywy uczuć. Po gorącej, żarliwej scenie w jego zamku ona czesze swoje włosy jego grzebieniem, i tak dalej. Miłość nie do zniesienia. Miłość do człowieka, który wszystko robi cudownie. A potem, z czasem, ten fantastyczny kochanek przepoczwarza się w zwyczajnego, szarego kochanka, w praktycznego kochanka - staje się Leonem, kmiotkiem w gruncie rzeczy. Zaczyna się tyrania codzienności.

- Co to znaczy kmiotek?

- Wieśniak. Prowincjusz. Dość słodki, dość atrakcyjny, ale to nie człowiek, którego nazwałabyś prawdziwym mężczyzną, który byłby we wszystkim wspaniały, który by znał się na wszystkim. Nieco przygłupi, rozumiesz. Nieco szpetnawy. Nieco tępy. Mimo to żarliwy, czasem czarujący, ale tak naprawdę mający duszę urzędnika. A potem, w małżeństwie lub poza małżeństwem – chociaż małżeństwo zawsze przyśpiesza rozwój wypadków – człowiek, który był kiedyś Rudolfem, a potem Leonem, zamienia się w pana Bovary. Przybiera na wadze. Czyści sobie zęby językiem. Dziwnie bulgocze połykając zupę. Jest niezdarny, ciemny, grubiański, nawet wygląd jego pleców może denerwować. Z początku to wszystko jedynie cię drażni, a w końcu doprowadza do szału. Ten książę, który ocalił cię przed monotonną wegetacją, jest teraz chamem tkwiącym w samym sercu tej monotonnej wegetacji. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. A potem katastrofa. W taki czy inny sposób udaje mu się totalnie rozpierdolić całą swoją robotę, bez względu na to, czym się zajmował. Jak biedny Karol z Hipolita. Bierze się za operację przypominającą usunięcie nagniotka, a wywołuje gangrenę. Ten doskonały kiedyś mężczyzna jest dziś nieudacznikiem, zasługującym jedynie na pogardę. Mogłabyś go zabić. Codzienność za triumfowała nad marzeniami.

- A ty, jak sądzisz, którym z nich dla mnie jesteś?

- W tej chwili? Powiedziałbym, że jestem gdzieś między Rudolfem a Leonem. Staczając się powoli. Prawda? Staczając się ku panu Bovary.

- Tak. (Śmieje się.) Ująłeś to prawie bezbłędnie.

- Tak, jestem gdzieś między pożądaniem a rozczarowaniem.

 

(...)

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

po co? (0)~anonim, 2009-04-17 13:50:17
W jakim celu umieszcza sie wyrwany z kontekstu kawałek prozy Rotha i to z brodą, sprzed ponad dwudziestu lat. Zwłaszcza że w ostatnim czasie wysyp jego nowych książek. Autorowi tego pomysłu polecam katalog Wydawnictwa Czytelnik.
odpowiedź (0)~Redakcja, 2009-04-19 19:09:54
Bo jest dobry, jest mądry i stanowi logiczną całość, no i dlatego, że jest "z brodą" właśnie. Starszych czytelników "Moreli" nie powinno to chyba obrażać, a młodszym się zwyczajnie przyda. Jeśli jednak ktoś poczuł się dotknięty, to wyjaśniamy, że nie było naszym celem naigrywanie się z jego inteligencji: na wszelki wypadek - przepraszamy. Redakcja
warto! (0)~r.m., 2009-04-26 23:10:01
Nie chodzi o czyjąkolwiek inteligencję. Po prostu, na stronie internetowej Czytelnika jest mnóstwo doskonalych fragmentów Rotha, jeśli ktoś nie może / nie chce kupić książki. Po co kopiować tutaj, przeklejanki niczemu nie służą. Może podajcie parę linków do wydawnictw i nie trzeba będzie żadnych owoców egzotycznych tworzyć (odtwarzać, odgrzewać). Wiem, że wydawcy chętnie udotepniają z materiałami prasowymi fragmenty utworów. Ale w konkretnym celu, i konkretnym też wydawcy poważnych tytułów je publikują. Warto sięgnąć po pisma literackie, jeśli już ktoś stawia pierwsze kroki w wydawaniu, nawet internetowym, pisma. To może być dla Państwa pouczające.
odpowiedź (0)~Redakcja, 2009-04-27 11:45:35
Wyjaśniamy: Philip Roth nie jest własnością żadnego wydawcy; oni tylko kupują licencje (wyłączne, bądź niewyłączne) na druk konkretnego tytułu. "Czytelnik" jest jednym z niewielu prawdziwych wydawnictw w Polsce, a i wśród tych - wybitnym. Dzięki życzliwej uprzejmości Janusza Drzewuckiego (Redaktor Naczelny SW "Czytelnik"), Anny Rucińskiej (Dyrektor Marketingu SW "Czytelnik" oraz Jadwigi Majdeckiej, kilkakrotnie publikowaliśmy fragmenty wartościowej prozy wybitnych pisarzy - wydawanych w "Czytelniku" - na morelowych łamach. To zupełnie inna jakościowo forma promocji niż podawanie suchych linków. Serię wydawniczą "Czytelnika" dotyczącą Rotha, rekomendowaliśmy w trzecim wydaniu "Moreli i Grejpfrutów". Fragment "Oszustwa" pochodzi jednak z Wydawnictwa Łódzkiego, i jest w innym tłumaczeniu niż książka "Czytelnika", co jednak ma znaczenie.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.