23 kwietnia 2024, wtorek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Sabina Tylawska

Premiera polska



IKONA - opowiadanie Sabiny Tylawskiej.

Każda opowieść składa się z historii oraz sposobu opowiedzenia tej historii, w IKONIE znajdziecie obie te rzeczy we właciwych proporcjach. Autorka nazywa się Sabina Tylawska i warto zapamiętać to nazwisko, bo IKONA nie jest ani pierwszą ani jedyną opowieścią pisarki.

obraz: Anna Cięciel






                      IKONA



Z tą ikoną, to była dziwna sprawa od samego początku. Niby ją dziadek od Niemców przywiózł. Stara była i pewnie drogocenna. Nie raz ją ojciec Aleksa chciał sprzedać, a już po śmierci dziadka to cały czas tylko o tym mówił. Ile razy czegoś brakowało, to ojciec zaczynał swój wywód o tym jak to trzyma się w domu niepotrzebne nikomu starocie i antyki jakieś, a inni by docenić wartość umieli. Mieliby z tego ci inni pożytek, a oni pieniądze niemałe na pewno.


Odkąd dziadek przywiózł ją do domu, to zawsze powtarzał, że jak do grobu, to tylko z tą ikoną się położy. Inaczej on nigdy spokoju nie zazna i będzie się tak z boku na bok przewracać. Co to za śmierć – mówił – jak się człowiek nawet wyspać porządnie przed sądem ostatecznym nie zdąży. Cały czas powtarzał, żeby mu tę ikonę do trumny włożyć. Tak się jednak jakoś złożyło, że jak przyszło co do czego, to nikt głowy nie miał, żeby pamiętać o jakiejś tam ikonie sprzed lat. A ten kto pamiętał, to inne jej przeznaczenie już wymyślił i w głowie na szybko pieniądze liczył.


Dziadek tę ikonę przywiózł zaraz po wojnie. Tak jak ją przywiózł, tak postawił na szafce, żeby ją z każdej strony widział i zabronił komukolwiek dotykać. Gdziekolwiek mieszkał przez te wszystkie lata, gdziekolwiek przebywał, zawsze na honorowym miejscu stawiał ikonę. Rzecz święta - powiadał. Tak naprawdę to ta ikona nie była święta dlatego, że przedstawiała Jezusa i Matkę Przenajświętszą, tylko dlatego, że dostał ją od pewnej kobiety. Jedynej miłości. Mimo że miał potem babcię, to i tak kochał inną. Całe życie. Pamiątka ta była dla niego wszystkim. Po jakiejś smutnej i niezwykle nieszczęśliwej miłości – tak mówił Aleks. Babcia jego to już tylko dlatego była, że dziecko w drodze i w ogóle jakoś i z kimś żyć trzeba, ale tamta była nadzwyczajna, niezwykła. Najpiękniejsza na świecie. I Niemka na dodatek. Dziadek ją poznał na wojnie. Zakochał się od pierwszego spojrzenia. I pamiętał do ostatniego dnia życia, jak ją pierwszy raz ujrzał.


Stała na ulicy i płakała. Stała, taka szczupła i wysoka i dumna. W sukience i pantoflach. Z upiętymi włosami. Od tej chwili dziadek marzył tylko o tym, żeby ją zobaczyć z rozpuszczonymi włosami. I bez sukienki oczywiście. Było późne lato i ta Niemka jakby świeciła się w zachodzącym na czerwono słońcu. Dziadek sam się zdziwił, że ta kobieta takie na nim wrażenie zrobiła. Stał i patrzył i oczu oderwać od niej nie potrafił. I nie chciał. Jak przyszła wojna i dziadka akurat na roboty jakieś wysłali, to nawet przez moment, nawet przez ułamek sekundy, do głowy mu nie przyszło, że spotka w takich okolicznościach miłość swojego życia. Zapamiętał z tego spotkania wszystko. Każdy pieg na jej twarzy, każdy załom sukienki. To, że miała kościste łokcie i podbródek nieco wysunięty za bardzo do przodu. Widywał ją potem regularnie, ale nie miał dość odwagi by do niej podejść i zagadać. Zastanawiał się wiec nocami, co mógłby jej powiedzieć i nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Co noc klecił w myślach zdania po niemiecku, z tego co już potrafił powiedzieć. Miał dziadek świadomość, że ten związek przyszłości nie miał. Ale się nie poddawał. Nie mogli być razem, to oczywiste, ale dla dziadka nie było spraw niemożliwych. Chciał tak bardzo ją mieć, być z nią, że nic innego go nie obchodziło.


Kiedyś dziadek szedł za nią ulicą i już chciał w jakiś sposób zagadać. A tu, banalnie, ona się potknęła niefortunnie i gdyby nie dziadek, padłaby na ziemię. Obiłaby pewnie pupę, plecy i te łokcie. A tak, wpadła wprost w ramiona dziadka. Babcia zawsze miała mu za złe, gdy opowiadał tę historię. Aleks mówił, że nie mogła wybaczyć dziadkowi, że jej nie złapał jak w młodości szli razem i ona się przewróciła i nogę złamała. A potem raz jeszcze, jak już ojciec Aleksa był dawno na świecie. Nie mogła mu wybaczyć, że tamtą złapał, a ją nie.


Ta Niemka i dziadek spotykali się nocą, choć i to łatwe nie było. Życie narażali swoje. Niemka bała się, że któregoś dnia wszystko się wyda. Dziadek uspokajał głównie ją, ale i trochę siebie, że i tak jest wojna, więc nie wiadomo, czy przeżyć się uda i co będzie potem. Mówił, że trzeba próbować żyć normalnie, bo i tak szczęścia dużo mają, więcej niż inni, więc nie warto się poddawać, a poza tym czym jest życie bez miłości? Zadawał sobie to pytanie każdej nocy, kiedy szedł na spotkanie z nią. Nie potrafił sobie na nie odpowiedzieć. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, że nie ma swojej Niemki przy sobie. Przekonał się o tym nie tak długo potem, już jak się wojna skończyła. Ta Niemka, cały czas wmawiała dziadkowi, że go nie kocha i że to sensu nie ma. Krzyczała czasami, czasami płakała. Raz ją dziadek musiał mocno za nadgarstki chwycić, bo w szale bić go zaczęła, to znaczy pięściami drobnymi okładać. Ale i tak na spotkania przychodziła. Ani razu jednak nie powiedziała mu co czuje. Znaczy mówiła, że go nie kocha i że nigdy nie pokocha, bo jakby go tylko pokochała to ta miłość by ich zabiła, zatruła i źle to by się skończyło dla nich. Dziadek jednak był wytrwały, wyrozumiały i przystojny, no i Niemka wciąż twierdząc uparcie, że dziadka nie kocha, oddała mu się którejś nocy. Dziadek wspominał, ale już tylko wtedy kiedy babcia nie słyszała, że takiego ciała to on nigdy w życiu więcej nie widział. Jak sobie na starość popił za dużo wódki, to mówił, że jeszcze teraz po palcami potrafiłby rozpoznać ten jeden, jedyny rodzaj skóry. Niepowtarzalny. Czasami dziadka przerażało, że ta Niemka, taka chłodna, taka wyrachowana. Serce mu krwawiło, kiedy patrzyła mu prosto w oczy i przysięgała na wszystko, że nic do dziadka nie czuje. A potem całowała go tak namiętnie, że dziadek już nie wiedział, co myśleć. Bo odnajdywał w jej słodkich ustach, w jej rudych włosach, w ciele, wszystko to czego szukał, jeszcze przed wojną u innych kobiet. Wydawało mu się, że jakby był kobietą, to nigdy nie całowałby tak kogoś, kogo nie kocha. Potem jednak przychodziło mu do głowy, że może ta jego Niemka, nie jest tylko jego i że to wszystko z zemsty na kimś, kto być może ją zdradził lub skrzywdził.


Któregoś dnia dziadek dostał jakieś papiery, Aleks nie wiedział jakie i dziadek musiał pojechać gdzie indziej. Rozpaczał i miotał się nie wiedząc co robić. Wyjścia jednak nie miał i musiał jechać. W końcu to wojna była, a nie kanikuły – powtarzał. Na ostatnie spotkanie Niemka nie przyszła, dziadek jej szukał po całym mieście. Wpadł nieomal w obłęd i rozpacz. Tak bardzo chciał ją jeszcze raz pocałować. Chciał obiecać, że wróci do niej, lub po nią. Nie znalazł jej jednak. Znalazł za to co innego. Nad ranem znalazł po drzwiami zawiniątko w szarym papierze. To był prezent od niej. Ikona.


Dziadek nie mógł się pogodzić, z tym że nie pożegnał się z Niemką. Codziennie pisał do niej listy, ale nie wysyłał ich. Pisał do niej jak tęskni, jaka jest ważna dla niego i jak bardzo ją kocha. Najbardziej na świecie. Nigdy więcej jej już nie zobaczył. Nie dotknął. Kiedy tylko chciał ją ujrzeć, poczuć (a chciał stale), brał ikonę do ręki. Gładził ją czule i całował. Przykładał usta do Matki Przenajświętszej i czuł ciepło ust Niemki. Pod palcami czuł odciski jej palców i tak dalej. Często też dotykał palcami blizny, jaka mu w pachwinie została, po tym jak w spodniach, pod bielizną tę ikonę przemycał do Polski. Rana od kantu ostrego powstała, ale dziadek tego bólu nawet nie czuł, bo bardziej go i tak serce bolało.


Wojna się skończyła. Dziadek, który nie widział sensu życia bez Niemki, czepił się myśli, że ją w końcu odnajdzie. Nie odnalazł jednak. Przez długi czas nie był sobą. Ci którzy wojnę przeżyli, a znali dziadka myśleli, że to wojna takie piętno odbiła na nim. A to nie wojna, tylko miłość. Szukał jej dziadek, to fakt. Ale to nie było łatwe. Ona tam, on tu. Tak mało o sobie wiedzieli. Ulice i domy poznikały, migracja dopadła prawie wszystkich. Dziadek nie wiedział nawet, czy ona żyje. A ona jeżeli żyła, to też nie wiedziała, co z dziadkiem. Nie wiedziała, jak wytrwale jej szukał i jak cierpiał. A może wiedziała, kto wie?


A potem dziadek z rozpaczy się zaczął staczać. Pił coraz więcej, włóczył się z byle kim i byle gdzie, nie szanował napotkanych kobiet. I kiedy którąś wziął, to potem długo patrzył na ikonę i płakał. A potem, to już go nie obchodziło z kim sypia i po co. Łatwiej mu było tak nie myśleć. Wziął raz taką, która postanowiła, że dziadka na dobrą drogę sprowadzi. Wziął babcię. Babcia starała się jak mogła. Starała się dziadka rozkochać, stopić ten lód, jak mawiała, który przez te wszystkie, wojenne lata skuł jego serce. Nie miała pojęcia, że dziadka serce nie wojna, a miłość tak skuła. Kiedy babcia, powiedziała dziadkowi, że jest z nim w ciąży, nie ucieszył się. Nie powiedział nic ciepłego, wziął sobie jednak babcię za żonę. Jedyny warunek jaki jej postawił, to taki żeby nigdy, przenigdy ikony nie dotykała. Babcia się zgodziła i szczęśliwa była, że panną z dzieckiem nie zostanie, że się z dziadkiem kochają. Dopiero z czasem, z biegiem lat zrozumiała, że nie ona jest jego miłością, tylko żoną, a chropowatość dziadka, to nie charakter, tylko skorupa, której ona – żona, nie zdoła rozłupać. Ikony jednak nie dotykała przez te lata. Jak słowo dała, tak je dotrzymała.


Dziadek się jakoś przyzwyczaił do swojego życia, może i w pewien sposób pokochał babcię, za to, że zawsze uprane było, posprzątane, obiad podany i w ogóle narzekać nie miał na co.

Któregoś dnia jednak, ojciec Aleksa już był na świecie i pamiętał to dobrze, bo chłopak już był duży, coś trachnęło. Stało się coś, co podzieliło babcię i dziadka na dobre. Na zawsze. Od tej chwili żyli już tylko obok siebie. Babcia nie mogła wybaczyć dziadkowi, że ją tak oszukiwał przez te lata, że nie ona najważniejsza była, a dziadek przestał kryć się ze swoimi wspomnieniami i od tej pory wspominał bez przerwy. Na dodatek głośno i nie zwracając uwagi na obecność babci. To, co się wydarzyło tego dnia było dla dziadka tak nieoczekiwane, że aż dziwne, że zawału jakiegoś nie dostał. Ojciec Aleksa mówił, że dziadek tak zbladł, że on nie wiedział czy po pogotowie jakieś biec, czy po księdza lecieć. Jedyne co mu do głowy przyszło to to, że ktoś umarł, bo jak wszedł do domu, to dziadek cały blady siedział z jakąś kartką w dłoni. I ojciec Aleksa pomyślał, że to telegram przyszedł ze złymi wiadomościami.


Tego dnia babcia robiła porządki. Święta się zbliżały, a jak się święta zbliżały, to babcia Aleksa w szał porządków wpadała. Wtedy też tak było. Krzycząc na dziadka, że jej w niczym nie pomaga, nawet w porządkach przedświątecznych, tak się miotłą zamachnęła niefortunnie, że kijem ikonę z półki strąciła. Co prawda nie dotknęła jej jak obiecała przed ślubem, ale odruchowo podnieść ją chciała. W tym samym momencie dziadek skoczył prosto pod jej nogi, żeby ikonę podnieść i nikomu innemu dotknąć nie pozwolić, więc skoczył tak niefortunnie, że podciął babcię, a ta drugi raz tę samą nogę złamała. Złamała babcia tę nogę w dwóch miejscach i ona, ta noga zrosnąć się nie chciała. Już do końca życia, babcia na nią utykała. Nerwowa się taka wtedy zrobiła i zgryźliwa. Nie mogła znieść bowiem, że już drugi raz jej dziadek nie złapał, a tamtą i to Niemkę na dodatek złapał.


Teraz dziadek był spokojny, że już babcia tej ikony nigdy do rąk wziąć nie będzie chciała, bo jej o tym, ta utykająca noga będzie przypominać. A babcia, mimo że odruchowo ją podnieść chciała, to też coś przeczuła. Intuicja jej podpowiedziała, że ta ikona jakąś jeszcze tajemnicę skrywa. Nie myliła się. Ikona spadła z półki na podłogę. Nie miękko na dywan, tylko na parkiet. Bo dywany, to babcia już pozwijała i dziadek miał je iść wieczorem wytrzepać.


Ikona spadła więc na podłogę i odpadła jej tylna część. Trochę się uszczerbiła przy tym z jednej strony. Kiedy babcia się przewróciła, zetknęła się oko w oko z Matką Przenajświętszą. Jedna drugiej popatrzyła prosto w twarz, prosto w oczy. Z zazdrością. Babcia zazdrościła Matce Przenajświętszej, to znaczy tak się jej zdawało, bo naprawdę to zazdrościła tej Niemce, miłości jaką ją dziadek obdarzył, a babci nigdy. Natomiast Niemka pod postacią Matki Przenajświętszej zazdrościła tych wszystkich dni razem spędzonych, tych wszystkich dni i nocy u boku dziadka. Babcia przeraziła się tego, że Matka Przenajświętsza się w nią tak wpatruje i obiecała sobie, że już więcej głowy sobie tą Niemką zawracać nie będzie, a i przy okazji złego słowa na nią nie powie, choć nie raz jej się cisnęło niecenzuralne na usta.


Tak naprawdę, to Aleks się babci nie dziwił, żyła wciąż w cieniu tej Niemki. A kto by tak chciał?

Jak ikona spadła i się tak jakby otworzyła na pół, to wypadła z niej kartka. Żółta i poskładana starannie. To był list od Niemki do dziadka. Tak starannie schowany, żeby w czasie jakiejś rewizji nikt go nie znalazł. Nawet dziadek... Może Niemka chciała napisać list, a w nim wszystko co czuła, bo nie chciała żeby dziadek o tym wiedział, przy okazji jednak skrycie marzyła, że któregoś dnia dziadek w napadzie rozżalenia i złości machnie tą ikoną w ścianę i ona się rozleci, a ze środka wypadnie owy list.



Nie całkiem się tak stało i po wielu, wielu latach, ale jednak stało. Dziadek jak tą kartkę zobaczył i przeczytał, to już podobno zasępił się do końca. Nigdy już nie był taki jak przed wojną, ba, nawet jak po wojnie. Nie był już nawet taki sam, jak przed tym dniem, przed tą chwilą, kiedy znalazł i przeczytał list.

W tym liście Niemka napisała dziadkowi, że go kocha. Najbardziej na świecie. I od pierwszej nieomal chwili, ale nie mogła inaczej, bo to by ich zabiło. A teraz kiedy on wyjeżdża, to ona będzie mogła spokojnie w sobie tą miłość pielęgnować i wierzyć w nią. Pisała dziadkowi, że ta ikona, to na pożegnanie. Pisała też, że może gdyby nie ta wojna, to wszystko by się potoczyło inaczej. Dziadek pomyślał jednak, że gdyby nie ta wojna, to nigdy by nie spotkał swojej Niemki. Napisała też, że ta miłość, która w niej teraz rośnie któregoś dnia pozna całą tę historię.


Dziadek nie dostał zawału, ale się zawiesił całkowicie. Płakał i płakał, list do środka schował i denko z powrotem przymocował. A potem, jak już trochę doszedł do siebie, to nic tylko żeby go z ta ikoną do grobu położyć. Babcia mu po raz drugi obiecała, że to dla niego zrobi, ale treści listu jej dziadek nie zdradził. Babci natomiast szybciej się zmarło i z obietnicy się wywiązać nie mogła.


Ojca Aleksa cały czas korciło, żeby tą ikonę sprzedać. Łasy był na pieniądze, a może go i ta ikona denerwowała. Wiedział, że przez nią w domu same problemy były. Co w liście było też nie wiedział. Wiedział tylko Aleks. Jak kiedyś z dziadkiem sobie porządnie popili, to dziadek mu wszystko opowiedział. Kiedy zmarł, nikt nie dopilnował, żeby ikonę razem z dziadkiem pochować. Dopilnowano za to, żeby wiązanka kwiatów była i ze wstęgą i napisami odpowiednimi. Dla dziadka to jednak znaczenia żadnego nie miała, ta wiązanka, bo o jedno tylko prosił. Aleks już wtedy mocno uzależniony był od jakiegoś świństwa, kleju i innego zielska i o dziadkowej prośbie zapomniał.


Potem Aleks spać nie mógł. Opowiadał, że słyszy kroki nocami po domu. Że ktoś chodzi. Raz nawet mówił, przysięgał na życie swoje, że dziadka w nocy widział, ale nikt mu nie uwierzył, bo Aleks miał ciągle jakieś wizje przecież. Aleks twierdził, że to przez tą ikonę, dziadek spać w spokoju nie może i że co noc pewnie przychodzi, żeby na nią popatrzeć.

Ikona stała więc na szafce i kusiła ojca Aleksa. Tylko matka nie pozwalała ruszyć pamiątki, mimo że z dziadkiem nic ją prawie nie łączyło.


A potem była wielka afera, bo ikona z domu znikła. Matka Aleksa darła się w kółko na ojca, bo pewna była, że ją wyniósł z domu i sprzedał komu popadło. Na koniec powiedziała, że jak ją już chciał tak koniecznie sprzedać, to się było skonsultować z kimś, kto się zna na takich ikonach, bo za te pieniądze to oni by mogli za granicę, na wczasy pojechać, a tak to urlop znów spędzą na działce. Ojciec Aleksa darł się, że to nie on i że on już dawno mówił, żeby ją sprzedać, a teraz to już za późno i że to z winy matki będą siedzieć na działce, a nie na przykład w słonecznej Italii. Przez długi czas w domu wszyscy się awanturowali i nikt nie wierzył nikomu. Każdy myślał, że ikonę ktoś sprzedał i nie chce powiedzieć za ile, ani na co pieniądze wydał. Nawet matka raz wymyśliła, że jak się pieniądze za ikonę znajdą, to ona się gniewać przestanie i podzieli je na równo. No, ale się nie znalazły. Po jakimś czasie, awantury ucichły i temat ikony przestał być najważniejszy w domu Aleksa. Na koniec jeszcze brat mamy stwierdził, że jemu ta ikona wyglądała na badziewie jakieś i że niewiele warta była i wtedy to już wszyscy odetchnęli z ulgą.


Ikonę zwędził z domu Aleks. Miał jakieś długi u znajomego. Aleks miał ciągle u kogoś jakieś długi. Wiadomo, coraz częściej chodził nawalony, a starzy kasy mu nie dawali. Starzy w ogóle się losem Aleksa nie interesowali. A on, ich losem. Tak więc byli kwita. Termin spłaty długu się zbliżał, a ten znajomy był wyjątkowo nieprzyjemny i już nie raz groził, że Aleksowi łeb przekręci, jak nie zapłaci na czas.

Wziął więc ikonę z domu, łatwiej mu było, bo się najpierw napił z Bono. Bono stawiał, to Aleks mógł się napić do woli. Stanął z tą ikoną na placu, tam gdzie wszyscy handlowali czym mieli. Rozłożył na betonie rozdartą w pół reklamówkę, a na niej ikonę. Stała ta ikona wystawiona na oczy przechodniów, pomiędzy znoszonymi ciuchami z sekendhendu, patelniami rozłożonymi na gazetach, latarkami i papierosami ze wschodniej granicy. Szybko się chętny na nią znalazł. A że markami płacił, to się Aleks nawet długo targować nie musiał. Cieszył się i jeden i drugi, że taki interes dobry zrobili. Aleks, bo mu jeszcze po spłacie długu trochę kaski zostało i ten facet, bo coś łamaną polszczyzną mówił, o jakimś unikacie, tylko zmartwił się trochę, że Aleks więcej takich cacek nie ma. Aleks też się zmartwił, bo facet był dziany podobno i pewnie by nieźle na nim zarobił. Facet zmartwił się z jeszcze jednego powodu, jeszcze nigdy nie udało mu się kupić tak drogocennej rzeczy, za tak niską cenę. Zmartwił się więc, że Aleks więcej skarbów po dziadku nie ma, bo mógłby go nieźle finansowo oszukać.


Jeżeli wierzyć Aleksowi, to prawie po pół wieku, ikona którą dziadek dostał od swojej Niemki wróciła z powrotem do Niemiec. A Aleks stwierdził, że dziadek dalej po domu nocami chodzi, teraz nawet częściej – pewnie szuka ikony, ale on się już nie martwi, Aleks oczywiście, bo za kasę która mu z tej ikony, po spłacie długów została, to sobie kupił takie proszki nasenne, które nie dość, że działają błyskawicznie, to jeszcze sny się ma po nich zajebiste.


Sabina Tylawska

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.