23 kwietnia 2024, wtorek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Richard Brautigan

Rumowisko Cleveland





Richard Brautigan kupuje używany strumień z pstrągami po 6 dolarów 50 centów za stopę, plus owady gratis.

 


Richard Brautigan, Rumowisko Cleveland (fragment z Front Fishing in America), przekład: Teresa Aniośkowicz, za LITERATURA NA ŚWIECIE nr 6, 1976 rok.

 

 

 

     Do niedawna wszystko, co wiedziałem o Ru­mowisku Gleveland pochodziło od kilku przyjaciół, którzy kupili tam różne rzeczy. Jeden z nich kupił tam ogromne okno - ramę, szybę i wszystko za za­ledwie kilka dolarów. To było bardzo ładne okno.

Potem wybił dziurę w ścianie swego domu na Potrero Hill i wstawił w nią okno. Teraz ma pano­ramiczny widok na Okręgowy Szpital San Francisco.

Może patrzeć niemal wprost na oddziały i wi­dzieć stare tygodniki, od bezustannego czytania zżarte erozją niczym Wielki Kanion. Może niemal sły­szeć pacjentów jak myślą o śniadaniu: Nienawidzę mleka, i jak myślą o obiedzie: Nienawidzę groszku, a potem może przyglądać się, jak szpital powoli to­nie w nocy, beznadziejnie zaplątany w wielkich pę­kach ceglanych wodorostów.

Kupił to okno na Rumowisku Cleveland.

Inny z moich przyjaciół kupił na Rumowisku Cleveland metalowy dach i zawiózł go swoim starym combi do Big Sur, a potem wniósł ten żelazny dach na plecach na górę. Wniósł pół dachu na plecach. To nie była fraszka. Potem kupił w Pleasanton mu­ła, Gorge'a. George wniósł drugą połowę dachu.

Mułowi wcale się to nie podobało. Stracił na wadze z powodu kleszczy, a zapach żbików na prze­łęczy zbyt go denerwował, by mógł się tam paść. Mój przyjaciel żartował, że George stracił około dwustu funtów. Kraina winnic wokół Pleasanton w dolinie Livermore na pewno bardziej podobała się George'owi niż dzikie zbocza gór Santa Lucia.

Mój przyjaciel mieszkał w chacie tuż obok wielkiego kominka, tam gdzie stał kiedyś w latach dwudziestych wspaniały pałac, zbudowany przez sła­wnego aktora filmowego. Pałac został zbudowany za­nim nawet powstała droga z Big Sur. Pałac został przyniesiony w góry na grzbietach mułów idących sznureczkiem jak mrówki, przynosząc wizję wspa­niałego życia jadowitemu sumakowi, kleszczom i ło­sosiowi.

Pałac stał na występie skalnym, wysoko nad Pacyfikiem. Pieniądz pozwalał widzieć dalej w latach dwudziestych i można było wyjrzeć i zobaczyć wie­loryby, i Hawaje, i Kuomintang w Chinach.

Pałac już dawno spłonął.

Aktor umarł.

Jego muły przerobiono na mydło.

Jego kochanki stały się gniazdkami zmar­szczek.

Teraz został tylko kominek jako coś w rodzaju kartagińskiego hołdu dla Hollywood.

Byłem tam kilka tygodni temu, żeby zoba­czyć dach mojego przyjaciela. Nie przegapiłbym ta­kiej okazji nawet za — jak to się mówi — milion dolarów. Według mnie dach wyglądał jak sito. Gdy­by ten dach i deszcz brały razem udział w wyścigach w Bay Meadows, postawiłbym na deszcz, a wy­graną wydał na Wystawie Światowej w Seattle.

Moje własne przeżycia związane z Rumowi­skiem Cleveland rozpoczęły się dwa dni temu, kiedy dowiedziałem się o używanym strumieniu z pstrą­gami, jaki mieli tam na sprzedaż. Złapałem auto­bus, piętnastkę, na Columbus Avenue i pojechałem tam po raz pierwszy.

W autobusie siedziało za mną dwóch małych Murzyniaków. Rozmawiali o Chubby Checkerze i twiscie. Myśleli, że Chubby Checker ma dopiero piętnaście lat, bo nie ma wąsów. Potem rozmawiali o jakimś facecie, który twistował przez czterdzieści cztery godziny bez przerwy, dopóki nie zobaczył George'a Washingtona przekraczającego rzekę Delaware.

— Stary, to ci dopiero twistowanie! — powie­dział jeden ze szczeniaków.

—Ja bym tam nie dał rady twistować czter­dzieści cztery godziny bez przerwy — powiedział drugi. — To strasznie — długi twist.

Wysiadłem z autobusu przy opuszczonej stacji benzynowej Time i opuszczonej pięćdziesięciocentowej samoobsługowej myjni samochodów. Po jednej stronie stacji benzynowej było długie pole. Pole by­ło kiedyś zajęte przez zbudowane podczas wojny osiedle dla robotników ze stoczni.

Po drugiej stronie stacji benzynowej Time le­żało Rumowisko Cleveland. Poszedłem tam, żeby obejrzeć używany strumień z pstrągami. Rumowisko Cleveland ma bardzo długie okno wystawowe, pełne napisów i towaru.

Jeden napis w oknie reklamował maszynę do znakowania bielizny w pralni za 65 dolarów. Pier­wotna cena maszyny wynosiła 175 dolarów. Duża oszczędność.

Był także inny napis, reklamujący nowe i uży­wane dwu- i trzytonowe dźwigi. Ciekaw byłem, ile dźwigów potrzebne by było do przeniesienia stru­mienia z pstrągami.

Był też inny napis, który mówił:

RODZINNE CENTRUM PREZENTÓW

POMYSŁY NA PREZENTY DLA CAŁEJ

RODZINY

Wystawa była wypełniona setkami przedmio­tów dla całej rodziny. Tatusiu, wiesz co chciałbym na Gwiazdkę? Co, synku? Łazienkę. Mamusiu, wiesz

co chciałabym na Gwiazdkę?  Co, Patrycjo?  Trochę okładziny dachowej.

Były na wystawie tropikalne hamaki dla dal­szych krewnych i galonowe puszki z emalią koloru ziemi po dolarze i dziesięć centów dla innych blis­kich sercu osób.

Był także duży napis, który mówił:

UŻYWANY STRUMIEŃ Z PSTRĄGAMI TRZEBA ZOBACZYĆ ABY DOCENIĆ

Wszedłem do środka i zacząłem oglądać la­tarnie okrętowe, które były na sprzedaż tuż przy drzwiach. Zaraz podszedł do mnie sprzedawca i po­wiedział przyjemnym głosem:

  Czy mogę czymś służyć?

— Tak — powiedziałem — interesuje mnie strumień z pstrągami, który macie na sprzedaż. Czy może mi pan powiedzieć o nim coś bliższego? Jak go sprzedajecie?

   Sprzedajemy go na stopy. Może pan kupić tak mało, jak pan zechce, lub też wszystko, co nam zostało.  Jakiś  człowiek przyszedł dziś  rano  i kupił 563 stopy.  Zamierza podarować go  swojej  siostrze­nicy na urodziny — powiedział sprzedawca. — Wo­dospady  sprzedajemy  oczywiście  osobno,  i  drzewa, i ptaki,  i kwiaty,  trawę i  paprocie także  sprzeda­jemy  za  dodatkową  opłatą.   Owady  dodajemy  bez­płatnie przy zakupie minimum dziesięciu stóp stru­mienia.

   Po ile sprzedajecie sam strumień? — za­pytałem.

   Sześć dolarów pięćdziesiąt centów za sto­pę — powiedział. — To za pierwsze sto stóp. Po­wyżej, po pięć dolarów za stopę.

   Po ile są ptaki ? — zapytałem.

— Trzydzieści piąć centów sztuka — powie­dział. — Ale są oczywiście używane. Niczego nie możemy gwarantować.

   Jak szeroki jest strumień? — zapytałem. — Powiedział pan,  że sprzedajecie go na  długość, prawda?

   Tak — powiedział — sprzedajemy go na długość. Jego szerokość wynosi od pięciu do jede­nastu stóp.  Za szerokość nie płaci pan dodatkowo. Nie  jest  to  duży  strumień,   ale  jest  bardzo  przy­jemny.

— Jakiego rodzaju zwierzęta macie? — zapy­tałem.

   Zostały nam tylko  trzy sarny — powie­dział.

   Och... A co z kwiatami?

   Na tuziny — odpowiedział.

   Czy  strumień  jest  przejrzysty? —  zapy­tałem.

   Proszę pana — powiedział sprzedawca, — nie  chciałbym,  aby pan przypuszczał,  że mogliby­śmy kiedykolwiek sprzedawać tutaj mętny strumień.
Zawsze upewniamy się,  że są przejrzyste jak kry­ształ,  zanim nawet pomyślimy o ich przeniesieniu.

   Skąd pochodzi strumień? — spytałem.

   Z Colorado — odpowiedział. — Przenieśli­śmy go z tkliwą troską. Nigdy jeszcze nie uszkodzi­liśmy  strumienia  z  pstrągami.  Traktujemy je tak, jakby były z porcelany.

   Na pewno ciągle pana o to pytają, ale jak idzie łowienie w tym strumieniu? — zapytałem.

.—    Doskonale  — odpowiedział.  — Głównie niemieckie brązowe,  ale jest też trochę tęczowych.

   Ile kosztują pstrągi? — spytałem.

   Stanowią część strumienia — odpowiedział — oczywiście wszystko zależy  od szczęścia.  Nigdy nie wiadomo, ile się dostanie i czy będą duże. Ale

łowienie jest bardzo dobre, można powiedzieć zna­komite. Zarówno na przynętę, jak i na sztuczną mu­chę — powiedział uśmiechając się.

   Gdzie jest ten strumień? — zapytałem. — Chciałbym go obejrzeć.

   Jest na tyłach — powiedział. — Niech pan przejdzie przez tamte drzwi, a potem skręci w pra­wo i wyjdzie na dwór.  Jest poukładany w sterty długościami. Nie może go pan przeoczyć. Wodospa­dy są na górze w dziale używanych instalacji wodno-kanalizacyjnych.

   A zwierzęta?

   To, co nam zostało ze zwierząt, jest na ty­łach strumienia.  Zobaczy  pan kilka naszych cięża­rówek zaparkowanych koło torów kolejowych. Pro­szę skręcić w prawo i iść obok stosów drzewa. Szo­pa ze zwierzętami jest na samym końcu placu.

   Dziękuję —  powiedziałem.    Myślę,  żeobejrzę najpierw wodospady.  Nie musi pan iść  ze mną. Proszę mi tylko powiedzieć jak się tam dostać,
a sam znajdę drogę.

   Dobrze —   powiedział.      Proszę   pójść tamtymi schodami na górę. Zobaczy pan sterty drzwi i okien, potem proszę skręcić w lewo i dojdzie pan
do  działu używanych instalacji wodno-kanalizacyjnych. Oto moja wizytówka, gdyby potrzebował pan pomocy.

   W porządku, — powiedziałem — już był pan bardzo pomocny. Bardzo dziękuję. Teraz się ro­zejrzę.

— Życzę powodzenia — powiedział.

Poszedłem na górę, było tam tysiące drzwi. Nigdy w życiu nie widziałem tyle drzwi. Można by było zbudować całe miasto z tych drzwi. Drzwiowo. I było tam dosyć okien, aby zbudować z samych okien niewielkie przedmieście. Oknówek.

Skręciłem w lewo, wszedłem i ujrzałem nikły blask perłowego światła. Kiedy wchodziłem głębiej, światło stawało się coraz silniejsze i znalazłem się w dziale używanych instalacji wodno-kanalizacyjnych, otoczony przez setki muszli klozetowych.

Muszle były poustawiane na półkach. Pousta­wiane były po pięć, jedna na drugiej. Okienko w da­chu sprawiało, że połyskiwały jak Wielka Perła Ta­bu z filmów o Morzach Południowych.

Wodospady poukładane były w stosy i oparte o ścianę. Było ich około tuzina, od kilkustopowego do dziesięcio- lub piętnastostopowego.

Jeden z wodospadów miał ponad sześćdzie­siąt stóp długości.

Na częściach dużych spadków wody były kar­tki z opisem właściwej kolejności złożenia ich z po­wrotem.

Wszystkie wodospady miały kartki z ceną. Były droższe, niż strumień. Wodospady szły po $ 19.00 za stopę.

Wszedłem do drugiej sali, gdzie znajdowały się sterty słodko pachnącego drzewa, połyskujące mięk­ką żółtością w świetle padającym z innego koloru okienka w suficie. W cieniu na skraju sali, pod po­chyłym dachem budynku stały zlewy i urynały po­kryte kurzem, oraz jeszcze jeden wodospad,

długości około siedemnastu stóp, leżący tam w dwóch czę­ściach i już zaczynający pokrywać się kurzem.

Zobaczyłem, co chciałem w dziale wodospa­dów i byłem teraz bardzo ciekaw strumienia z pstrą­gami, więc poszedłem za wskazówkami sprzedawcy, aż znalazłem się na zewnątrz budynku.

O, nigdy w życiu nie widziałem nic takiego jak ten strumień z pstrągami. Poukładany był w sterty różnymi długościami — dziesięcio-, piętnasto-, dwudziestostopowymi itd. Była sterta stustopowych kawałków. Była także skrzynia z resztkami. Resztki były różnej długości, od sześciu cali do kil­ku stóp.

Na ścianie budynku zawieszony był głośnik, z którego dochodziła cicha muzyka. Dzień był po­chmurny, a wysoko ponad głowami krążyły mewy.

Za strumieniem leżały duże pęki drzew i krzewów. Przykryte były płachtami połatanego płótna. Można było zobaczyć czubki i korzenie wy­stające na końcach pęków.

Podszedłem bliżej i przyjrzałem się kawałkom strumienia. Można było w nich zobaczyć trochę pstrągów. Zobaczyłem jedną niezłą rybę. Zobaczy­łem kilka raków pełzających wokół kamieni na dnie.

Wyglądało to na dobry strumień. Włożyłem rękę do wody. Była zimna i dobra.

Zdecydowałem się pójść i popatrzeć na zwie­rzęta. Zobaczyłem ciężarówki zaparkowane koło torów kolejowych. Poszedłem drogą obok stosów drze­wa do szopy, gdzie były zwierzęta.

Sprzedawca miał rację. Praktycznie rzecz bio­rąc zwierząt zabrakło. Właściwie jedyna rzecz, któ­rej mieli pod dostatkiem, to myszy.

Obok szopy stała wielka druciana klatka, chy­ba z pięćdziesiąt stóp wysokości, wypełniona wieloma rodzajami ptaków. Górę klatki przykrywał ka­wał płótna tak, aby ptaki nie mokły, kiedy padało. Były tam dzięcioły i dzikie kanarki i wróble.

Wracając tam, gdzie ułożony był strumień z pstrągami, znalazłem owady. Umieszczone były we­wnątrz prefabrykowanego budynku ze stali, który szedł po osiemdziesiąt centów za stopę kwadratową. Nad drzwiami był napis. Głosił on:

OWADY




Richard Brautigan
ilustracja: Tomasz Bohajedyn

 

 

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.