Czytelnia człowieka dla ludzi
Rumowisko Cleveland
Richard Brautigan kupuje używany strumień z pstrągami po 6 dolarów 50 centów za stopę, plus owady gratis.
Richard Brautigan, Rumowisko Cleveland (fragment z Front Fishing in America), przekład: Teresa Aniośkowicz, za LITERATURA NA ŚWIECIE nr 6, 1976 rok.
Do niedawna wszystko, co wiedziałem o Rumowisku Gleveland pochodziło od kilku przyjaciół, którzy kupili tam różne rzeczy. Jeden z nich kupił tam ogromne okno - ramę, szybę i wszystko za zaledwie kilka dolarów. To było bardzo ładne okno.
Potem wybił dziurę w ścianie swego domu na Potrero Hill i wstawił w nią okno. Teraz ma panoramiczny widok na Okręgowy Szpital San Francisco.
Może patrzeć niemal wprost na oddziały i widzieć stare tygodniki, od bezustannego czytania zżarte erozją niczym Wielki Kanion. Może niemal słyszeć pacjentów jak myślą o śniadaniu: Nienawidzę mleka, i jak myślą o obiedzie: Nienawidzę groszku, a potem może przyglądać się, jak szpital powoli tonie w nocy, beznadziejnie zaplątany w wielkich pękach ceglanych wodorostów.
Kupił to okno na Rumowisku Cleveland.
Inny z moich przyjaciół kupił na Rumowisku Cleveland metalowy dach i zawiózł go swoim starym combi do Big Sur, a potem wniósł ten żelazny dach na plecach na górę. Wniósł pół dachu na plecach. To nie była fraszka. Potem kupił w Pleasanton muła, Gorge'a. George wniósł drugą połowę dachu.
Mułowi wcale się to nie podobało. Stracił na wadze z powodu kleszczy, a zapach żbików na przełęczy zbyt go denerwował, by mógł się tam paść. Mój przyjaciel żartował, że George stracił około dwustu funtów. Kraina winnic wokół Pleasanton w dolinie Livermore na pewno bardziej podobała się George'owi niż dzikie zbocza gór Santa Lucia.
Mój przyjaciel mieszkał w chacie tuż obok wielkiego
kominka, tam gdzie stał kiedyś w latach dwudziestych wspaniały
pałac, zbudowany przez sławnego aktora filmowego. Pałac został zbudowany zanim
nawet powstała droga z Big Sur. Pałac został przyniesiony w góry
na grzbietach mułów idących
Pałac stał na występie skalnym, wysoko nad Pacyfikiem. Pieniądz pozwalał widzieć dalej w latach dwudziestych i można było wyjrzeć i zobaczyć wieloryby, i Hawaje, i Kuomintang w Chinach.
Pałac już dawno spłonął.
Aktor umarł.
Jego muły przerobiono na mydło.
Jego kochanki stały się gniazdkami zmarszczek.
Teraz został tylko kominek jako coś w rodzaju kartagińskiego hołdu dla Hollywood.
Byłem tam kilka tygodni temu, żeby zobaczyć dach mojego przyjaciela. Nie przegapiłbym takiej okazji nawet za — jak to się mówi — milion dolarów. Według mnie dach wyglądał jak sito. Gdyby ten dach i deszcz brały razem udział w wyścigach w Bay Meadows, postawiłbym na deszcz, a wygraną wydał na Wystawie Światowej w Seattle.
Moje własne przeżycia związane z Rumowiskiem Cleveland rozpoczęły się dwa dni temu, kiedy dowiedziałem się o używanym strumieniu z pstrągami, jaki mieli tam na sprzedaż. Złapałem autobus, piętnastkę, na Columbus Avenue i pojechałem tam po raz pierwszy.
W autobusie siedziało za mną dwóch małych Murzyniaków. Rozmawiali o Chubby Checkerze i twiscie. Myśleli, że Chubby Checker ma dopiero piętnaście lat, bo nie ma wąsów. Potem rozmawiali o jakimś facecie, który twistował przez czterdzieści cztery godziny bez przerwy, dopóki nie zobaczył George'a Washingtona przekraczającego rzekę Delaware.
— Stary, to ci dopiero twistowanie! — powiedział jeden ze szczeniaków.
—Ja bym tam nie dał rady twistować czterdzieści cztery godziny bez przerwy — powiedział drugi. — To strasznie — długi twist.
Wysiadłem z autobusu przy opuszczonej stacji benzynowej Time i opuszczonej pięćdziesięciocentowej samoobsługowej myjni samochodów. Po jednej stronie stacji benzynowej było długie pole. Pole było kiedyś zajęte przez zbudowane podczas wojny osiedle dla robotników ze stoczni.
Po drugiej stronie stacji benzynowej Time leżało Rumowisko Cleveland. Poszedłem tam, żeby obejrzeć używany strumień z pstrągami. Rumowisko Cleveland ma bardzo długie okno wystawowe, pełne napisów i towaru.
Jeden napis w oknie reklamował maszynę do znakowania bielizny w pralni za 65 dolarów. Pierwotna cena maszyny wynosiła 175 dolarów. Duża oszczędność.
Był także inny napis, reklamujący nowe i używane dwu- i trzytonowe dźwigi. Ciekaw byłem, ile dźwigów potrzebne by było do przeniesienia strumienia z pstrągami.
Był też inny napis, który mówił:
RODZINNE CENTRUM PREZENTÓW
POMYSŁY NA PREZENTY DLA CAŁEJ
RODZINY
Wystawa była wypełniona setkami przedmiotów dla całej rodziny. Tatusiu, wiesz co chciałbym na Gwiazdkę? Co, synku? Łazienkę. Mamusiu, wiesz
co chciałabym na Gwiazdkę? Co, Patrycjo? Trochę okładziny dachowej.
Były na wystawie tropikalne hamaki dla dalszych krewnych i galonowe puszki z emalią koloru ziemi po dolarze i dziesięć centów dla innych bliskich sercu osób.
Był także duży napis, który mówił:
UŻYWANY STRUMIEŃ Z PSTRĄGAMI TRZEBA ZOBACZYĆ ABY DOCENIĆ
Wszedłem do środka i zacząłem oglądać latarnie okrętowe, które były na sprzedaż tuż przy drzwiach. Zaraz podszedł do mnie sprzedawca i powiedział przyjemnym głosem:
— Czy mogę czymś służyć?
— Tak — powiedziałem — interesuje mnie strumień z pstrągami, który macie na sprzedaż. Czy może mi pan powiedzieć o nim coś bliższego? Jak go sprzedajecie?
— Sprzedajemy
go na stopy. Może pan kupić tak mało, jak pan zechce, lub też wszystko, co nam zostało. Jakiś człowiek przyszedł dziś rano i
kupił 563 stopy. Zamierza
podarować go swojej siostrzenicy na urodziny — powiedział sprzedawca. — Wodospady
sprzedajemy oczywiście osobno,
i drzewa, i ptaki, i
kwiaty, trawę i paprocie także sprzedajemy za dodatkową
opłatą. Owady dodajemy
bezpłatnie przy zakupie minimum dziesięciu stóp strumienia.
— Po
ile sprzedajecie sam strumień? — zapytałem.
— Sześć
dolarów pięćdziesiąt centów za stopę — powiedział. — To za pierwsze sto stóp. Powyżej, po pięć dolarów za stopę.
— Po
ile są ptaki ? — zapytałem.
— Trzydzieści piąć centów sztuka — powiedział. — Ale są oczywiście używane. Niczego nie możemy gwarantować.
— Jak
szeroki jest strumień? — zapytałem. — Powiedział pan,
że sprzedajecie go na długość, prawda?
— Tak
— powiedział — sprzedajemy go na długość. Jego szerokość wynosi od pięciu do jedenastu stóp. Za szerokość nie płaci pan
dodatkowo. Nie jest to
duży strumień, ale
jest bardzo przyjemny.
— Jakiego rodzaju zwierzęta macie? — zapytałem.
— Zostały
nam tylko trzy sarny — powiedział.
— Och...
A co z kwiatami?
— Na
tuziny — odpowiedział.
— Czy strumień
jest przejrzysty? — zapytałem.
— Proszę
pana — powiedział sprzedawca, — nie chciałbym, aby pan przypuszczał, że moglibyśmy kiedykolwiek sprzedawać tutaj mętny strumień.
Zawsze upewniamy się,
że są przejrzyste jak kryształ, zanim nawet
pomyślimy o ich przeniesieniu.
— Skąd
pochodzi strumień? — spytałem.
— Z
Colorado — odpowiedział. — Przenieśliśmy go z tkliwą troską. Nigdy jeszcze nie uszkodziliśmy
strumienia z pstrągami.
Traktujemy je tak, jakby były z porcelany.
— Na
pewno ciągle pana o to pytają, ale jak idzie łowienie w tym strumieniu? — zapytałem.
.— Doskonale — odpowiedział. — Głównie niemieckie brązowe, ale jest też trochę tęczowych.
— Ile
kosztują pstrągi? — spytałem.
— Stanowią część strumienia — odpowiedział — oczywiście wszystko zależy od szczęścia. Nigdy nie wiadomo, ile się dostanie i czy będą duże. Ale
łowienie jest bardzo dobre, można powiedzieć znakomite. Zarówno na przynętę, jak i na sztuczną muchę — powiedział uśmiechając się.
— Gdzie
jest ten strumień? — zapytałem. — Chciałbym go obejrzeć.
— Jest
na tyłach — powiedział. — Niech pan przejdzie przez tamte drzwi, a potem skręci w prawo i wyjdzie na dwór.
Jest poukładany w sterty długościami. Nie może go pan przeoczyć. Wodospady są na górze w dziale używanych instalacji wodno-kanalizacyjnych.
— A
zwierzęta?
— To,
co nam zostało ze zwierząt, jest na tyłach strumienia.
Zobaczy pan kilka naszych ciężarówek zaparkowanych koło torów kolejowych. Proszę skręcić w prawo i iść obok stosów drzewa. Szopa ze zwierzętami jest na samym końcu placu.
— Dziękuję
— powiedziałem. —
Myślę, żeobejrzę najpierw wodospady.
Nie musi pan iść ze mną. Proszę mi tylko powiedzieć jak się tam dostać,
a sam znajdę drogę.
— Dobrze
— powiedział. —
Proszę pójść tamtymi schodami na górę. Zobaczy pan sterty drzwi i okien, potem proszę skręcić w lewo i dojdzie pan
do działu używanych
instalacji wodno-kanalizacyjnych. Oto moja wizytówka, gdyby potrzebował pan pomocy.
— W
porządku, — powiedziałem — już był
— Życzę powodzenia — powiedział.
Poszedłem na górę, było tam tysiące drzwi. Nigdy w życiu nie widziałem tyle drzwi. Można by było zbudować całe miasto z tych drzwi. Drzwiowo. I było tam dosyć okien, aby zbudować z samych okien niewielkie przedmieście. Oknówek.
Skręciłem w lewo, wszedłem i ujrzałem nikły blask perłowego światła. Kiedy wchodziłem głębiej, światło stawało się coraz silniejsze i znalazłem się w dziale używanych instalacji wodno-kanalizacyjnych, otoczony przez setki muszli klozetowych.
Muszle były poustawiane na półkach. Poustawiane były po pięć, jedna na drugiej. Okienko w dachu sprawiało, że połyskiwały jak Wielka Perła Tabu z filmów o Morzach Południowych.
Wodospady poukładane były w stosy i oparte o ścianę. Było ich około tuzina, od kilkustopowego do dziesięcio- lub piętnastostopowego.
Jeden z wodospadów miał ponad sześćdziesiąt stóp długości.
Na częściach dużych spadków wody były kartki z opisem właściwej kolejności złożenia ich z powrotem.
Wszystkie wodospady miały kartki z ceną. Były droższe, niż strumień. Wodospady szły po $ 19.00 za stopę.
Wszedłem do drugiej sali, gdzie znajdowały się sterty słodko pachnącego drzewa, połyskujące miękką żółtością w świetle padającym z innego koloru okienka w suficie. W cieniu na skraju sali, pod pochyłym dachem budynku stały zlewy i urynały pokryte kurzem, oraz jeszcze jeden wodospad,
długości około siedemnastu stóp,
leżący tam w dwóch częściach i już
zaczynający pokrywać się kurzem.
Zobaczyłem, co chciałem w
dziale wodospadów
i byłem teraz bardzo ciekaw strumienia z pstrągami, więc poszedłem za wskazówkami
sprzedawcy, aż
znalazłem się na zewnątrz budynku.
O, nigdy w życiu nie
widziałem nic takiego jak ten strumień z pstrągami. Poukładany był w sterty różnymi długościami
— dziesięcio-, piętnasto-, dwudziestostopowymi itd. Była sterta stustopowych kawałków. Była także
skrzynia z resztkami. Resztki były różnej długości, od sześciu cali do kilku stóp.
Na ścianie budynku
zawieszony był głośnik, z którego dochodziła cicha muzyka. Dzień był pochmurny, a wysoko ponad
głowami krążyły mewy.
Za strumieniem leżały duże
pęki drzew i
krzewów. Przykryte były płachtami połatanego płótna. Można było zobaczyć czubki i korzenie
wystające na końcach pęków.
Podszedłem bliżej i
przyjrzałem się kawałkom strumienia. Można było w nich zobaczyć trochę pstrągów. Zobaczyłem jedną
niezłą rybę. Zobaczyłem kilka raków pełzających wokół kamieni na dnie.
Wyglądało to na dobry
strumień. Włożyłem rękę do wody. Była zimna i dobra.
Zdecydowałem się pójść i
popatrzeć na zwierzęta. Zobaczyłem ciężarówki zaparkowane koło torów kolejowych. Poszedłem drogą
obok stosów drzewa
do szopy, gdzie były zwierzęta.
Sprzedawca miał rację.
Praktycznie rzecz biorąc zwierząt zabrakło. Właściwie jedyna rzecz, której mieli pod dostatkiem, to myszy.
Obok szopy stała wielka
druciana klatka, chyba z pięćdziesiąt stóp wysokości, wypełniona wieloma rodzajami ptaków. Górę klatki przykrywał
kawał płótna
tak, aby ptaki nie mokły, kiedy padało. Były tam dzięcioły i dzikie kanarki i wróble.
Wracając tam, gdzie ułożony
był strumień z
pstrągami, znalazłem owady. Umieszczone były wewnątrz prefabrykowanego budynku ze stali,
który szedł
po osiemdziesiąt centów za stopę kwadratową. Nad drzwiami był napis. Głosił on:
OWADY
Richard Brautigan
ilustracja: Tomasz Bohajedyn
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.