23 kwietnia 2024, wtorek

Dariusz Łukaszewski

Słońce wzeszło (8)





Wchodzi Karolek. Ale zdaje sobie sprawę, że jeszcze jest za mało znany, więc szybko się cofa i znika za kurtyną mgły.


Grafika: Andrzej Bobrowski



I'm still haven't found what I was lookign for... słychać śpiew i już wiemy, że za tym wyprzedzającym postać głosem wkroczy Bono. I płynnym, scenicznym ruchem wkracza Bono i rozgląda się za kolejną wyspą, którą mógłby sobie kupić. Ale gęsta mgła zasłania wszystkie tańsze wyspy (te droższe też, co jest bez znaczenia, bo Bono nie chce przepłacać; za stary jest już i za cwany, żeby przepłacać). Za nim podtańcowuje w trampkach patykowaty Rollingstones.


- A słyszałeś, że jakaś Lady Baba sprzedaje płyty w nakładach większych niż nasze? - zagaduje Rollingstones, zobowiązując Bono do odpowiedzi, a tym samym do zaprzestania śpiewania, które zagadującemu jest niemiłe, bo jest o nie zazdrosny.

- No cóż... - odpowiada Bono, patrząc jak Rollingstones prostuje plecy i rozciera obolałe od tanecznych podskoków korzonki - ... coraz więcej rodzi się tych młodych, i nic na to nie można poradzić – kończy i powraca do śpiewania, zobowiązując Rollingstonesa do podtańcowywania.


- A może... - Rollingstones znów przerywa niemiłe mu śpiewanie, udając, że ma do powiedzenia coś ważnego, nie cierpiącego zwłoki. - Może wyskoczylibyśmy razem na herbatkę antyoksydacyjną matcha?

- Ok! - przystaje Bono z zaskakującym zapałem - Znam w pobliżu bardzo przytulną kafejkę tlenową. Dają też świetny sok ze szpinaku i naci.


- O ja! To jest to! - entuzjazmuje się Rollingstones. - Czuję, że jutro będę miał świetny opad. A ob?!... Jezu, jak mi wali serce, zobacz! - przykłada dłoń Bono do swojej klatki. - Cały jestem podniecony myślą o mojej jutrzejszej morfologi – zwierza się i naciska guziczek pejdżera.


Z zamglonego świata wyłania się powietrzna taksówka i bezszelestnie unosi rokmenów ze sceny tak szybko, że kiedy zza kurtyny wytacza się dysząc ciężko stary Hołdys (dawny naczelny kntestator wszystkiego) z resztkami buńczucznego kolczyka zwisającego z resztek ucha, na scenie nie ma już nikogo.


- Cholera, całe życie ich gonię, i znowu się spóźniłem – reflektuje się i (ponieważ nikt nie bije braw) schodzi ze sceny, a z nim hołdysowy aktualny kapelusz.


- Idę tam! - Gryzoń znienacka wyskakuje z mojego rękawa.

- Stój! Odbiło ci? - próbuję go złapać, ale mi się zwinnie wymyka.


- Pooddycham tym samym powietrzem, co te sławy. Chodź! Ponurzajmy się chwilę w tej aurze, poczujemy jak to jest – zachęca.

- Gryzoń, gdyby tam nawet gazy wypuściła z siebie Grażyna Torbicka, czy Monika Olejnik, to dla mnie żadna zachęta – próbuję osłabić jego entuzjazm do ekspedycji.


- A co to jest Torbicka i... Olejnik? - Gryzoń pyta tylko przez grzeczność, bo nawet się nie zatrzymuje.

- To są panie, które były zawsze i są wszędzie – wyjaśniam.


Ostatecznie Gryzoń nie dociera do centrum sceny, bo płoszy go niespodziewane wejście Kasi z Kurzej Góry, znanej jako Najtęga.


Kasia Najtęga z Kurzej Góry wpływa powoli. Za to sapie ciężko. Bo lubi sapać. A lubi robić to, co lubi. Więc sapie.


Wystraszony rozmiarami monstrum Gryzoń, wskakuje z powrotem do kieszeni na rękawie.


- Jeszcze nie widziałam kota, co by nie poszedł na flak od pasztetówki – mówi Kasia. - I nie widziałam jeszcze chłopa, co by nie poszedł na ciepłe drożdżowe – dodaje i nie mówi nic więcej, bo to było wszystko, co miała do powiedzenia. Obok wyrasta jej chuderlawy mąż, ale nie odzywa się wcale, bo nie ma zupełnie nic do powiedzenia. Bierze tylko wielką żonę pod rękę i w milczeniu wyprowadza ją ze sceny czym prędzej, bo zbliża się pora serialu.


Kto by pomyślał?... Bono i Kasia z Kurzej Góry ... Ten sam gatunek: Homo sapiens – myślę. I przecieram oczy ze zdumienia.

Ciąg dalszy jutro.


   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.