Słońce wzeszło (ciąg dalszy)
Słońce wzeszło na wschodzie, a zajdzie na zachodzie, ale dopiero wieczorem. Teraz idzie duży Ciemny Lud i łamie drzewka posadzone wzdłuż ścieżki rowerowej.
Grafika: Andrzej Bobrowski
- Serce se kurwa złam! Jak już tak musisz coś łamać! A nie gałązki, co my lubimy na nie patrzeć dla oczu wzruszenia – doradza Gryzoń podniesionym głosem, a zaskoczony Ciemny Lud odwraca się w naszą stronę.
- A mielibyście co zakurzyć?! – zagaduje uspokojony, że to nie policja a tylko my. - Może być i bez filtra – wyznaje bezwstydnie.
- A czemu ty nie masz na papierosy sobie kupić? Głupi jesteś czy co? Niedorozwinięty w rozwoju? - przesłuchuje Gryzoń. – I czemu te drzewka ładne łamiesz?
- To za poprzedniego rządu sadzili przecież.
- I co?
- A teraz mamy nowy, naprawdę prawdziwy rząd.
- O!...
- Nie wiedzieliście?
Patrzę na Ciemnego Luda, który ma prawa wyborcze, dające mu moc kształtowania świata.
Człowiek nie powinien wyglądać jak rupieć, bo jednak z wyglądu się głównie składa - myślę
- A czym ty się w ogóle zajmujesz?
- Śpiewam czasami, bo co?!
- O! To się składa, bo my tu widzisz, jesteśmy wielkimi miłośnikami – Gryzoń pokazuje pazurem na mnie i na siebie.
- Co? Mam śpiewać? - upewnia się Ciemny Lud, a Gryzoń zachęca go gestem i mości się wygodnie w kieszeni na moim rękawie jak w loży.
I rozlega się śpiew. Nieoczekiwanie Ciemny Lud ma głos piękny, wysoki, czysty i charakterystyczny, i śpiewa zapamiętale. Poznajemy: Demis Russos Goodbye My Love. Śpiewak uwodzi nas. Wybaczamy mu manifestowanie poglądów politycznych poprzez łamanie drzewek sadzonych przez nie lubiany rząd, wybaczamy brak matury, ciasnotę umysłu i brak zażenowania w obnoszeniu się z tym - ostatecznie, każdy potrzebuje, choćby na krótko, wystawić głowę z kloaki niebytu, wychynąć z otchłani nieistnienia, rozmycia w tle, sponiewierania, odrzucenia, i rozbłysnąć blaskiem jakiejś aktywności na tle. Ciemny Lud uzbrojony w zazdrość i pretensje do wszystkich o wszystko, też ma potrzebę zaznaczenia swojego bezwstydnego istnienia i można to zrozumieć.
Wybaczamy i ptakom, że odleciały, tym bardziej, że słońce wygląda zza chmur zaciekawione niezwyczajnymi tonami i świat jest ładny jak mógłby być.
- Daj mu pięć złotych – ordynuje pańskim głosem Gryzoń. - Warto uszanować takie powołanie.
Rzucam Demisowi dwa złote. Gryzoń krzywi się z dezaprobatą:
- Dwa złote?... - jest zawiedziony, moja nagroda nie dorasta do jego pańskiego gestu.
- Wystarczy – oceniam. - Będzie zadowolony.
Demis schyla się po dwuzłotówkę i ona błyskawicznie znika w jego garści. Ani na chwilę nie przerywa popisu; śpiewa zapamiętale z jeszcze większą pasją, sugerując, że jest gotów na kolejną dwójkę.
Zostawiamy go w tym zapamiętaniu śpiewaczym. Goodbye My Love, Goodbye Demis.
Goodbye My Love Goodbye... - fałszuje Gryzoń przysypiając w mojej kieszeni.
Chrapanie Gryzonia w drodze do Ameryki.
Ciąg dalszy jutro.
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.