Czytelnia człowieka dla ludzi
Ślubu nie będzie
Wiatr huśtał się na żółtym bezkresie rzepaku, bo od południa nie miał nic lepszego do roboty. Ze wsi dochodziło bicie dzwonów, a z przydrożnego rowu wydobywał się monotonny jęk silnika auta leżącego na dachu i młócącego kołami powietrze.
rysunek: Tomasz Bohajedyn
Lis wyjrzał z nory i dał sobie spokój; strącił z nosa pchłę i powrócił do przerwanego snu. Myszołowowi kołującemu w przestworzach zakręciło się w głowie od gorąca letniego słońca, więc dla ochłody skierował się ślizgiem do strugi na dwa głębsze. Wiecznie spieszące się nornice, pociły się teraz unieruchomione w swych na prędce wykopanych norach. Stara sarna, która w tym roku po raz pierwszy nie powiła pary koźląt, rozdęła nozdrza i z cierpliwością właściwą starości, czekała na cud.
Burza nadeszła tnąc strugami deszczu zmieszanego z gradem. Popędziła wiatr, pustosząc pola i wbijając w ziemię rozedrgane od gorąca powietrze. Ustała tak nagle, jak się rozpętała. Dzwony już dawno przestały bić, a podwójne zwarcie instalacji wywołane deszczem, uspokoiło silnik auta. Orzeźwiony chłodem lis zabrał się do podchodzenia ogłupiałych ze strachu nornic. Ciszę przerwało najpierw bicie skrzydeł wznoszącego się ku niebu myszołowa, a potem pisk agonii i szurgot pierzchającej w popłochu ocalałej części norniczej rodziny. Stara sarna wstała i powlokła się w stronę skraju lasu. Pierwsze zarodniki mchu, rzucone przez wiatr w szczelinę między szybą a karoserią auta, zdecydowały się wykorzystać wilgoć i pękały teraz, wgryzając się w to dziwne podłoże koniuszkami korzonków.
(lipiec 2004)
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.