29 marca 2024, piątek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Gośka Maj

Szkicownik emigrantki, cz. IX





Czwarty września

To najszarsze z szarych najsmutniejsze z mieszkań, w których przebywałam,



przy zasłoniętych żaluzjach i szumie klimatyzacji więcej nudzę się niż czytam, nie chce mi się myć naczyń, nie ma też czajnika, więc herbatę zaparzamy w ekspresie do kawy, prosty przepis: lipton smak Londynu, filtr i woda, gwarancja, że się czajnik nie spali i zawsze będzie ciepła, ekspres wynajęty, tak samo jak kanapa i telewizor w jednym pokoju, w drugim łóżko o stalowej ramie i stołek, co jest w trzecim sprawdzam dopiero wtedy, gdy jestem sama i mam pewność, że zamknęłam drzwi wejściowe na klucz, więc oto co znalazłam, takie właśnie skarby: pusta walizka, w którą można zapakować wszystko, co posiada, kilkanaście zwiniętych rolek wywołanych filmów fotograficznych, przedawniona wiza i nieważny paszport oraz widokówka z kraju: w zasadzie nie wiem, co pisać, więc tylko pozdrawiam, formy gramatyczne na to nie wskazują, ale wiem, że to pisała kobieta, pewnie ta, o której nigdy nie wspomniał ani słowa, zamiast podpisu jedna literka z kropeczką, też tak często robię. Ciekawe, co jeszcze mamy wspólnego, myślę, ale za długo siedzę w tym pokoju, mam już dowód: kartka od żony sinobrodego, mogę się wypchać z moimi przeczuciami, już wszystko wiem, wiem, co najważniejsze: żadnych uniesień, wpychania sentymentów do ust, aż do zachłyśnięcia i wyplucia, proste zasady, nie kłam i nie puszczaj się z innymi, nie chcę, byś cierpiała, ale się na tobie czasami wyżywam, zwłaszcza gdy cię nie widzę przez kilka dni i nigdy nie jest mi przykro i głupio.

Świetnie, więc ja i tak nie zamierzam przestrzegać, jestem nałogową kłamczuchą i skoro mogę tu, to mogę i gdzie indziej, nikt mi nic nie zrobi. W ciągu kilku tygodni nabrałam poczucia wartości wielkości przeciętnej porcji, o tym chyba mówiła Jenny i św. Augustyn: kochaj i rób co chcesz, kochaj siebie i nie patrz na innych, jeszcze siebie nie kocham, ale już tracę niepewność i nie trzepoczę rzęsami, zajadam się stekiem i piję liptona, płacę za rachunek, w końcu za-ra-biam, jestem asystentką fotografa, brata Toma. Już nie mam wklęsłego brzucha, przed daniem głównym jem przystawki a potem jeszcze zawsze sałatkę. Kupuję ciuchy na wyprzedażach, bo małe rozmiary tutaj trudno schodzą, co tydzień przeglądam katalogi wszystkich drogerii, żeby zobaczyć, które kosmetyki opłaca się kupić w większych ilościach, analizuję katalogi firm komputerowych, bo chcę sobie kupić laptopa; chcę sobie kupić odtwarzacz mp3, perfumy, buty, płaszcz na zimę, balową suknię, lalkę barbie w polskim ludowym stroju, zegarek, torebkę, CD, dvd, talerze, przyprawy, popcorn i paski do bezszczoteczkowego mycia zębów.

Kiedy siedzę w najszarszym z szarych, oglądamy wiadomości. Trzydziestokilkuletni mężczyzna samotnie wybrał się w głąb jaskini, odłam skalny przytrzasnął jego prawą rękę, po pewnym czasie latarka zgasła, był sam, marznący, obolały. Wyjął lewą ręką podręczny nóż i znalazł jakiś płaski kamień, proces odrąbania ręki trwał kilkanaście godzin, ale wydostał się stamtąd własnymi siłami. To właśnie wola życia, mówię, skąd ta wola życia, pytam, skąd to pragnienie, ta determinacja. Ktoś musiał tak cholernie chcieć po prostu być, że małym nożykiem i kamieniem zadał sobie tyle potwornego bólu. Załamałabyś się, zostałabyś czekając na kogoś. Nie, wcale bym nie wołała. Przede mną leży cały stos ulotek z koncernów, o których jeszcze nie słyszałam. A nuż będzie się opłacać. Nie odrąbałabym sobie ręki, nie chciałabym żyć aż tak bardzo. Wiem, mówi, on też by został, on o tym marzy, myślę.

 

 


CDN


rysunek: Andrzej Bobrowski
   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.