19 kwietnia 2024, piątek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Gośka Maj

Szkicownik emigrantki, cz. V

Początek sierpnia

Mary, siostra Jenny, mieszka w domku z muszelek. Ma sedes w muszelki (delfin jako spłuczka), kontakt i wtyczkę z muszelek. Jestem otoczona plastikowymi, papierowymi i glinianymi syrenkami, krabami, homarami i latarniami: na ścianach, ławach, komodach, obok figury Maryi i taśmy ociepleniowej, bo proces umuszelkowania domu jeszcze się nie zakończył.



Czuję się przegrana, wciąż mówię, jak bardzo tu przyjemnie, zaczynam pisać w zeszycie z wystawki, nikt go nie chciał nawet za 50 centów, sąsiadka zostawiła karteczkę, że wszystko za darmo, do wzięcia, a sama schroniła się w domu przed deszczem. Gładki biały zeszyt, okładka w różowe kwiaty, styl nowoangielski, cudem ocalały w rękach Polki nieroztropki. Jenny udaje, że wszystko między nami w porządku, Magdalena ostentacyjnie mnie nie zauważa. Hannah każe się prowadzić na plażę, jestem zmęczona, zziębnięta, muszle szumią tak głośno, że nie mogę spać. Chcę wrócić do miasta, chcę mieć bylejaką pracę, chcę zarobić na bilet do domu, do mojego rodzinnego miasta. Obiad wydaje się nierzeczywistością, ech, miało być: niedorzecznością, ale nierzeczywistością jest wszystko wokół mnie, tu wszystko, nawet moje podstawowe potrzeby, jedzenie, sen, myślenie, są zmodyfikowane, zamrożone i czekają na wystawienie w promocji.

Aż trudno uwierzyć, że tak niebywały widok otacza z każdej strony ten kraj półproduktów w foliach aluminiowych. Wody oceanu są zimne nawet w środku lata, mogę zanurzyć tylko dłonie, nie wejdę nawet do kolan, a tak odważnie kupowałam bilet i wsiadałam do samolotu miesiąc temu, tak głupio i nieracjonalnie pospieszyłam się z tym wszystkim, cieszyłam się i przyjmowałam gratulacje, naiwnie, bezmyślnie. Cierpię teraz, czerwony kapturek, który nie słuchał babci, w wersji bajki bez dobrego leśniczego. Zresztą z dna mojej pustej głowy już nic nie da się wyciągnąć, babcie i kapturki gniją na zielono.

Mary odnosi się do Magdaleny bardzo nieufnie. Jest policjantką, dobrze wygląda w granatowym mundurze. Jenny pomaga jej malować garaż. Magdalena sprząta, gotuje. Wieczorem wracamy do domu, czekam aż wszystkie zasną, dzwonię. Wykorzystują mnie, mówię do Andrzeja. Zostaw je, wyprowadź się do mnie, odpowiada. Będziesz w knajpie rozlewać piwo. Ciepły głos, nie wiadomo skąd, przypomina: to twoja ostatnia minuta, widzisz, kończy mi się karta, tu z domowego dzwoni się na karty, Andrzej przeklina, ja pierdolę, co za suka nie pozwala ci dawać numeru, oddzwoniłbym do ciebie dziewczyno, kurwa mać. Wiem, odkładam słuchawkę.

CDN


rysunek: Andrzej Bobrowski

 


 

 

 

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.