Trochę Gombrowicza
Trochę Gombrowicza 6
Witold Gombrowicz, DZIENNIK 1957-1961, fragment 6
1958
V
Piątek
Seniora Mercedes H. de A. specjalnie przybyła z Buenos
Aires aby zobaczyć kubek Atilia (Atilio nie wraca do Buenos
Aires, jedzie do Chile) — ta dama jest chuda, hermetyczna,
bezgłośna, i wzięła kubek do ręki, przyjrzała mu się, potem
odstawiła i — Ach! — szepnęła. — Nie darowałabym sobie
nigdy gdybym pozwoliła wyjechać panu z Argentyny nie
zobaczywszy tego kubka! Doszeptała po krótkiej pauzie: —
Chcę też wiedzieć co myśli pan o Pettorutim, o jego ostamim
kolorze? Atilio skrzywił się: — Wolałem go sprzed pięciu
lat. — Zgadzamy się! — wykrzyknęła prawie niedosłyszalnie,
ucieszona. Wsiadła do samochodu. Odjechała.
To dziewczę, blondynka, Polka, młoda malarka, którą przed
paru laty poznałem, gdy pojawiła się tu via Paryż z kraju —
przypomniała mi się kiedy patrzyłem na potężny samochód
uwożący panią Mercedes. Ta nie miała samochodu. Spędziła
w Argentynie parę miesięcy. Biegając z wystawy na wystawę.
Od malarza do malarza. Pracowita. No, ta nie chciała zmarnować
ni chwili. Skoncentrowana. Dysząca pragnieniem wzbogacenia
swego malarskiego stanu posiadania. Jak wyżeł węsząca
za ,,wartościami". Nie mówiąca o niczym innym. Kopiująca,
notująca, wsadzona bez reszty w problemy
plastyczne i wciąż, bez wytchnienia, kształcąca się, szczerze,
skromnie, pracowicie. Nic bardziej denerwującego niż jej
pracowitość, łakoma i pobożna, trusiowata.
Co prawda Mercedes... Co lepsze: czy ta uznojona, proletariacka
łapczywość, zażarta w ,,samokształceniu", czy plutokratyczno-
arystokratyczny gest bogaczki, która przejechawszy
400 kilometrów aby obejrzeć kubek zaledwie jedno niedbale
poświęciła mu spojrzenie — ale po cóż miała oglądać, wystarczyło
chyba że ona, Mercedes, do niego przyjechała z wizytą!
Jakże męczące w sztukach plastycznych to, że one, takie materialne,
są zarazem kościołem i salonem, sztuką i biżuterią...
Znalazłem w hotelu dziennik p. Jerzego Rohde, sekretarza
ambasady argentyńskiej w Paryżu oraz literata, zatytułowa-
ny Pięć lat Paryża. ,,Cuantas expresiones del arte, hijas del
supremo buen gusto!” (Ileż dzieł sztuki, zrodzonych z najznakomitszego
gustu!) Ten błogi wykrzyknik zawitał na jego
wniebowzięte usta na widok gobelinów, brązów z Clodion,
sreber Roettiera, obrazów Fragonarda i innych cudów uszlachconego
Żyda francuskiego, monsieur de Comondo, w jego
paryskiej rezydencji, będącej kopią Petit Trianon. Pan Rohde
admiruje dzieła sztuki, tudzież dukesy, ale dukesy bardziej.
,,Loli Lariviere — zachwycająca — zabrała mnie ze sobą do
salonu księżnej de La Rochefoucauld..." (Loli Lariviere —
la encantandora — me lleva al salon de la duquesa de La Rochefoucauld...).
Przestudiowałem już z 50 stronic i zaczynam poważnie
się zastanawiać, czy pociąg nasz do starego Fragonarda
i do starej de La Rochefoucauld nie wypływa z tego samego
źródła — byłoby nim upajające słówko ,,arystokracja".
Fragment pochodzi z:
Witold Gombrowicz, DZIENNIK 1957-1961, Wydawnictwo Literackie
Ilustracja: Andrzej Bobrowski
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.