29 marca 2024, piątek

Czytelnia człowieka dla ludzi

Ludwik Cichy

cieć-łomen

- Twarz mam, faktycznie ... - rozbłysła w niej pozytywna myśl, gdy robiąc poranną łazienkę złapała swoje zbliżenie w lustrze - ... inteligentną... - starła z odbicia trzy musze bobki mącące obraz - ... można z nią porozmawiać na każdy temat.


Ta głęboka prawda sprawiła, że poczuła się lepszym człowiekiem.

- Mogłabym mieć elektryczną suknię, ale bym zadała szyku! - odłożyła na szklaną półkę plastikową lokówkę i przeniosła swoje myśli do kuchni, w okolice słoika z wodą po ogórkach. Popiła powoli, smakując i marząc:

- A gdybym tak została gwiazdą?... Przecież to takie proste. Zrzuciłabym jutro z osiemnaście kilo i wszyscy zwariowaliby na moim punkcie. Nikt by już się nie ośmielił wypominać mi pochodzenia w towarzystwie; a bo to takie ważne w końcu, że się jest dzieckiem nałogowej pijaczki i tępego sadysty utrzymującego się z pędzenia bimbru?

Łatwość zostania gwiazdą nie odpowiadała jej chwilowej potrzebie przeżycia czegoś niezwykłego. Zapaliła więc i włączyła radio w nadziei usłyszenia czegoś oryginalnego, co by ją natknęło. Ale radio nic jej nie powiedziało. Nic ciekawego.

- Nie ma żadnych wiadomości - zdenerwowała się - a oni nadają bez przerwy!

Przekręciła gałkę w lewo i natknęła się na głos Johna Lennona brylującego w „Imagine”.

- Ten głos ... - sztachnęła się płyciutko, delikatnie i elegancko, automatycznie ulegając magii wielkiego świata. - Dobrze byłoby go skądś znać prywtnie. Gość z lepszego domu: do każdych spodni osobny pasek, ranczo zamiast działki pracowniczej; porozmawiało by się przez komórkowy, o poezji, jakie trendy w Njujorku; fajnie by było przypomnieć sobie taki głos... wcale by mnie to nie zepsuło.

Spojrzała na zegarek, dochodziła dziesiąta. Zamknęła za sobą drzwi i schodząc po schodach zdrapała ze stopni gumy wyplute przez dzieciarnię, uporządkowała klomb przed blokiem, pokręciła się trochę, temu - dzień dobry, temu - jak leci, coś o przymrozkach, coś o ciśnieniu, o okropnym biomecie, wydrapała szlam ze studzienki, obejrzała gazety przez szybę w kiosku, ponarzekała na psie gówna, na podwyżki, kryzys, i ... już jedenasta, pora na kawkę u Kaczmarkowej, jak w każdy poniedziałek.


Ludwik Cichy

grafika: Tomasz Bohajednyn

 

 

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.