26 kwietnia 2024, piątek

Dariusz Łukaszewski

Jadę na poszukiwania dziewczyny mojego życia - cz. 15







Ta kobieta, która mnie z kimś pomyliła... im dłużej staram się o niej nie myśleć, tym bardziej jej twarz wydaje mi się znajoma. Znajoma z agencji, w której straciłem prawie rok? Ale przecież to jest 20 lat stąd!


Rysunek: Andrzej Bobrowski





Potrafię już nie myśleć o ludziach z reklamy. Wykonują tak niepoważne zajęcie, że muszą to uzasadniać przesadnie poważnym myśleniem o nim; codzienne udawanie brania się na serio, ciągłe zmuszanie do braku wątpliwości, wyłącznie pewność swych racji i nerwowe poszukiwanie nowych uzasadnień; ogłupiająca gonitwa za racją - do jakich karykatur to prowadzi?


LUDZIE REKLAMY. Co tam jakiś Proust, Dostojewski... my tu dopiero produkujemy literaturę; co tam Modigliani, Toulouse Lautrec... my tu ale walimy sztukę! Codziennie, ciężko, w znoju i na wczoraj wyrabiamy kilogramy prawdziwej sztuki na okrągło zegara i na każdy temat! Prawdziwa, perfekcyjnie sprofilowana sztuka! Nowa jakość. Lepsza niż stara, bo nowa; lepiej być pierwszym czy lepszym? – oto jest pytanie! Dlaczego nie pierwszym i lepszym? Dlaczego nie pierwszym lepszym?
Potrafimy cuda. Dlaczego nie rozbudzić w łysym pokusy zakupu szamponu z ceramidami, z opcją wymiany na punkty z logiem stacji lepszych bo drożejących paliw? Czemu pozbawiać go tej rozkoszy – nie będziemy dyskryminować łysego! Cuda, to nasza specjalność w służbie nowej jakości lepszego życia dla każdego. Nie prześpij okazji, dołącz do pierwszych lepszych!


Dosyć! Mam nie myśleć, nie wspominać, nie wymądrzać! Jadę szukać dziewczyny mojego życia!


Mrożek miał rację: Choćbyś nie wiem jak bardzo chciał nic nie robić i nigdzie nie być, to i tak zawsze gdzieś będziesz robił coś.


Przyjemnie byłoby nigdzie nie być, nic nie robić, nie myśleć...

Sprawianie sobie przyjemności to jednak ciężka robota, no wcale nie taka łatwa.

                                                                 

                                                                  x x x


Coś mignęło na szarej drodze, zazłociło... grosik na szczęście. A chuj z grosikiem! Jadnak, jak nie podniosę, to może być nieszczęście. A jakież to jeszcze może mnie spotkać nieszczęście? A co mi szkodzi podnieść, przecież zawsze lepsze jest jakieś szczęście od każdego nieszczęścia. Zatrzymuję się, podnoszę.


Dwie duże krowy stoją w młodej trawie i gapią się na coś albo na nic, a trzy leżą i przeżuwają. Mijam je bez zainteresowania z ich strony. Na ławeczce przy przystanku pięć dziewczyn czeka na autobus. Wystawiły pyszczki do słońca i opalają zamknięte powieki.


Zwalniam, żeby przejechać bezszelestnie i nie przeszkadzać, ale kiedy cień rowerzysty przemyka po ich twarzach, otwierają oczy i wszystkie wybuchają głośnym śmiechem. Zawstydzone, że tak tu zostały przyłapane na zbytku opalania się, usiłują histerycznym chichaniem pokryć zmieszanie, jakbym co najmniej nakrył je na jakimś gorącym uczynku.


Coś chciałem zagaić, gdy równo z piskiem hamulców uniósł się swąd dartego asfaltu i bordowa beemwica wyhamowała z fasonem centymetry od dziewczyn. Wypadło trzech byczastych w klubowych szalikach i rzuciło się do drągów podtrzymujących młode klony przy drodze. Kierowca przegazowywał ponaglając nerwowo. Trzeci drąg, przyspawany do klonu parcianą taśmą, został wyrwany razem z drzewkiem i razem z nim wciągnięty do zdenerwowanej bordo-beemki. Hałas dartego asfaltu i stare żelastwo ciężko wyczłapało z grząskiego pobocza wraz z zawartością, której śpieszno było przekonać kogoś do swoich racji, czy tam tylko podyskutować o niej przy pomocy drągów. Dziewczyny nie chichotały już przepraszająco. Patrzyły na mnie złym wzrokiem pod tytułem: co ty tu kurwa robisz, jak jest taka sprawa do załatwienia ważna?!!!


Spojrzałem w niebo, gdzie kołował myszołów, dla którego – jako niejadalni – byliśmy absolutnie nieinteresujący.


HOŁOTA to też ludzie. Cała sukinsyneria, te wszystkie proste, wulgarne gnoje naładowane testosteronem też potrzebują jakiegoś miejsca dla popisu, gdzie mogą zaistnieć, by jak wszyscy, zrealizować tę naturalną ludzką potrzebę. Hołota też ma swoje patriotyzmy, zupełnie jak normalni ludzie. I jak normalni ludzie, jest gotowa ponieść uszczerbek na zdrowiu, zwalczając inne patriotyzmy w obronie swojego. Ma swoje autorytety, dekalog popisów, swoją listę obciachów (np.: W życiu by się tak nie poniżyłem, żeby jakąś książkę przeczytać), i swoją ligę hierarchii: hołota wiejska tęskni za awansem do ligi miejskiej, a ta ze Wschodu marzy by stać się jak ta na Zachodzie (O! W takim Berlinie toby się dopiero ale hołociło światowo!...). Hołota pragnie tego, co wszyscy: uznania, podziwu i zachwytów, bo hołota to też ludzie, tyle że bez możliwości wyboru, w dodatku na własne życzenie.


I nasza hołota jest bezcenna, bo daje wspaniale czyste tło, najlepsze tło na świecie – bez niego nie wiedział byś kim jesteś, co w ogóle znaczysz.


SZTUKA WYSOKA. Służy głównie do tego, żebyś obcując z nią mógł zrealizować swoją naturalną ludzką potrzebę wywyższenia się ponad tych, którzy z nią nie obcują, i poczuł się wyjątkowo i komfortowo.


- Myszołów – powiedziałem, i to było jedyne słowo, jakie tu padło przez pół ostatniej minuty.


Rozległ się gwizd i z lasu wytoczyła się tłusta lokomotywa buchająca prawdziwą parą; ale to było już kwadrans później.


CDN


   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.