26 kwietnia 2024, piątek

Teatr i jego ludzie

Błażej Baraniak

Od Walczaka do Walczaka





Wałbrzych Walczaka i Kruszcza


Piotra Kruszczyńskiego poznałem w czasie, gdy Tadeusz Łomnicki z zespołem Teatru Nowego przygotowywał premierę „Króla Leara”Williama Shakespeare’a. Łomnicki umarł na scenie, a premiera się nie odbyła. Piotr Kruszczyński był wtedy jeszcze studentem wydziału architektury poznańskiej ASP, ale już pracował z Teatrem Biuro Podróży oraz Porywaczami Ciał. Zapamiętałem go głównie jako młodego, spokojnego człowieka z młotkiem w dłoni, za pomocą którego wbijał gwoździe w ściany foyer, żeby powiesić wielkie fotogramy dokumentujące pracę Łomnickiego z zespołem nad rolą. Autor fotografii, Mariusz Stachowiak, planował ogromną wystawę w dniu premiery, ale skoro Łom odszedł, wystawa stała się szczególną scenografią dla jego trumny na katafalku.

Parę lat później nie widziałem Piotra Kruszczyńskiego „Trzech sióstr” w teatrze w Gnieźnie, mimo że tam także współpracował z moim przyjacielem Mariuszem Stachowiakiem i wiedziałem już, że Piotra pierwsze prace po ukończeniu warszawskiej PWST są godne zainteresowania. Potem był Kraków, Teatr Polski w Warszawie i nagle wiadomość: Kruszcz dostaje propozycję posady asystenta do spraw artystycznych w teatrze w Wałbrzychu. Jakieś pięć lat temu. Pojechałem na pierwsze Kruszczowe „Fanaberie Teatralne”. Na niewiele się tam zdałem, ale mogłem teraz ja wbijać gwoździe w ściany innego foyer i wstawiać przecinki w tekstach Kruszcza i Stachowiaka. Pierwszą premierą już za dyrekcji artystycznej Kruszczyńskiego był „Lot nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya w reżyserii Mai Kleczewskiej. Wtedy miałem okazję poznać Michała Walczaka, którego nieznana jeszcze „Piaskownica” była pokazywana przez aktorów wałbrzyskiego teatru jeszcze jako „czytanka” – tylko propozycja repertuarowa.
Michał Walczak, pamiętam, stał oparty o kontuar baru i najpewniej już wtedy kombinował, czy aby nie rzucić studiów na warszawskiej SGGW. Kruszczyński razem z Mirkiem Kaczmarkiem (scenografia), Pawłem Dampcem (muzyka) oraz Martą Ziębą i Piotrem Tokarzem zrobili w końcu kawał niezłej roboty. Dla wszystkich, z Walczakiem i Kruszczem na czele, zaczął się dobry czas: nagrody, festiwale, jeżdżenie po Polsce i za granicę.
Cokolwiek by się działo, korzystałem z permanentnego zaproszenia do Wałbrzycha od dyrektora artystycznego tamtejszej sceny. Przyjeżdżałem regularnie na premiery, na „Fanaberie Teatralne”, podczas których prezentowano znakomite przedstawienia z całej Polski, oglądałem tak zwane czytanki, czyli próby warsztatowe na długo przed premierami, uczestniczyłem w ciekawych spotkaniach, a nawet trochę pomagałem Mariuszowi Stachowiakowi w organizacji Ogólnopolskich Forów Fotografii Teatralnej. W tym czasie Kruszcz nie tylko dyrektorował wespół z Danusią Marosz w Wałbrzychu, ale też gościnnie pracował na paru innych scenach. Nie widziałem jego „Makbeta” w Teatrze Polskim w Warszawie, ale zupełnie nie daję wiary dwojgu zblazowanym złośliwcom – recenzentom, którym podoba się tylko to, co rozumieją oraz realizacje teatralne dwóch ich kumpli.
Starałem się oglądać wszystko, co wychodzi spod ręki Piotra, i to nie tylko jako reżysera, ale też reżysera reżyserów. To chyba nie jest przypadek, że „matka reżyserów”, Alina Obidniak, także często zagląda do Wałbrzycha. Spokojnie mogę powiedzieć, że z „oranżerii talentów” dyrektor Obidniak wychynęli na świat Krystian Lupa, Krzysztof Warlikowski, Grzegorz Jarzyna. Po stronie sukcesów dyrektora Kruszczyńskiego na pewno można dopisać takie nazwiska jak, Maja Kleczewska („Lot nad kukułczym gniazdem”, „Czyż nie dobija się koni”), JanKlata („Rewizor”), Maciej Wojtyszko („Ja jestem Zmartwychwstaniem”), Karina Piwowarska („Kufehek”), Paweł Demirski („Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł…”), Artur Tyszkiewicz („Iwona, księżniczka Burgunda”, „Balkon”) i wielu innych. Niektórym Kruszcz zafundował świetny debiut, innych z powrotem przyprowadził do teatru, a jeszcze innych zainspirował do wzięcia na tapetę tekstu, który od dawna leżał w kącie. Często na foyer w Wałbrzychu do późna w noc siedział Kruszcz nad sałatką mięsno-jarzynową, czasami dozwalał sobie na lampkę wina, ale i tańczył, śpiewać nie śpiewał, gadać gadał, najchętniej słuchał, a w małym pokoiku na trzecim piętrze czytał i czytał.

Michał Walczak nie jest dramaturgiem wałbrzyskiej sceny, ale pozostał jej wierny. Podobnie zresztą Kruszczyński: reżyseruje i w swoim teatrze, i na scenach polskich, i za granicą. Ostatnio czas dzieli między Wałbrzych a Zittau. Mam nadzieję widzieć tę niemiecką premierę, bo rzecz zapowiada się bardzo interesująco.

Teatr w Wałbrzychu przypomina brzydki dworzec kolejowy, stoi vis-a-vis średnio malowniczych ruin rzeźni. Okolica też niesympatyczna. Żeby dojechać do teatru, trzeba naprawdę podjąć duży trud. W Wałbrzychu wszędzie pod górkę. A jednak na spektaklach zawsze komplety. Myślałem sobie, ucząc się od Piotra Kruszczyńskiego, że także w moim Lesznie uda się powtórzyć cud teatralny z Wałbrzycha. Nie jest to takie proste. Przypominam sobie te kuchenne debaty w Wałbrzychu, podczas których na wyprzódki jeden przez drugiego wymyślano tysiące sposobów na to, aby zachęcić ludzi do przyjścia do teatru. Przed premierą „Lotu nad kukułczym gniazdem” Mai Kleczewskiej stary, rozklekotany autobus teatralny jeździł po Wałbrzychu z napisem „Szpital psychiatryczny”, a aktorzy poprzebierani w piżamy zachęcali do obejrzenia sztuki Kena Kaesya. Przed „Rewizorem” Jana Klaty po mieście krążyły czarne wołgi i plotki rodem z epoki Gomułki czy wczesnego Gierka. „Kopalnia” Walczaka, zanim pojechała do Paryża i Moskwy, stała się dla wałbrzyszan z jednej strony powodem do odbycia sentymentalnej podróży w czas prosperity i miasta, i górników, a z drugiej strony – wywołała dyskusję na co najmniej jeszcze kilka innych tematów. Jak potrzebny jest taki dyskurs o swojej historii, o nas samych, o tym, jacy jesteśmy, czego pragniemy, przed czym uciekamy, czego domagamy się dla naszych dzieci – mówi się często w teatrze pani dyrektor Marosz i pana dyrektora Kruszczyńskiego. I mówi się też w Polsce o głosie, który dobiega z Wałbrzycha. Jest to teatr i międzynarodowy, i prowincjonalny, i polski, i na swój sposób europejski. Dla odważnych artystów otwarty, dla widzów - kto wie - czy nie bardziej niezbędny niż kopalnie. Ten teatr bywa też pracodawcą dla bezrobotnych albo ubogich. Jeden z byłych statystów, bodajże grający w „Kopalni”, założył ogólnopolskie stowarzyszenie statystów. On i jego koledzy otrzymują już robotę w całkiem poważnych produkcjach filmowych. Tak zwane Cienie Teatru, grupa młodych ludzi na co dzień zaangażowana w życie tętniące przy placu Teatralnym nr 1, to tak trochę wolontariusze, ale też wydawcy gazetki i twórcy własnych prób teatralnych. Wszędzie ich pełno, zawsze dobrze przygotowani do kolejnej premiery.

Kiedy Kruszczyński rozpoczynał pracę w Wałbrzychu, zapytano go, dlaczego to robi i dlaczego tam. Odpowiedział po prostu, że kocha teatr. I to widać. Na szczęście nie on jeden w Wałbrzychu. I nie tylko.

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

nie kocha, ale bardzo lubi (0)~piotr kruszczyński, 2011-12-22 02:20:24

dobrze przeczytać tych kilka akapitów wałbrzyskiej historii opowiedzianej z pozycji 'krytyka towarzyszącego' tamtym wydarzeniom. było, nie wróci, w pamięci pozostanie. jedna korekta dla potomności: nie maciej wojtyszko /zacny 'profesor', gdzie mi tam do odkrywania profesorskiego talentu! :)/, a przemysław wojcieszek. pozdrawiam 'm & g'.

A ja poznałem Kruszyńskiego pozniej (0)~Radosław Pientka, 2020-11-22 22:16:44

Piotr Kruszczynski pracował dla teatru polskiego nad Walizka pani Miszczk.Walizka wydała mi się genialna.Potem spotkaliśmy się w Lesznie a dalej to to teatr Nowy Poznał nas Włodek Braniecki.

A ja poznałem Kruszyńskiego pozniej (0)~Radosław Pientka, 2020-11-22 22:18:09

Piotr Kruszczynski pracował dla teatru polskiego nad Walizka pani Miszczk.Walizka wydała mi się genialna.Potem spotkaliśmy się w Lesznie a dalej to to teatr Nowy Poznał nas Włodek Braniecki.

Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.