26 kwietnia 2024, piątek

Malarze

Dariusz Łukaszewski

Sasnal jest fajny

Sasnal jest wszędzie, w „Wyborczej”, w „Dzienniku”, na portalach, w telewizji. Nie ma go w gazecie „Fakt”. Więc nie jest jeszcze tak fajny jak Doda – średnio dwie, trzy okładki w tej ulubionej gazecie.


Wilhelm Sasnal, malarz, filmowiec, artysta, w 2006 roku dostaje prestiżową Nagrodę ima. Vincenta van Gogha dla twórcy europejskiego. Wygrywa ranking bardzo ważnego magazynu branżowego „Flash Art” i zostaje najzdolniejszym młodym twórcą na świecie. Media go lansują, galerie sprzedają jego obrazy, muzea i kolekcje zabiegają o jego dzieła. Oczywiście nie w Polsce. Na pierwszą wielką, przekrojową wystawę Sasnala decyduje się Zachęta. Trwa od listopada 2007 do marca 2008, więc jeszcze możecie ją zobaczyć. Zdjęcia obrazów prezentowane w tym materiale pochodzą z bardzo profesjonalnych „teczek prasowych” przygotowanych przez Zachętę w celu upowszechniania. www.zacheta.art.pl – po wpisaniu tego adresu do przeglądarki, możecie bez trudu dojść do wywiadu, jaki zrobiła z artystą Maria Brewińska, kurator wystawy „Wilhelm Sasnal – Lata walki”. Wywiad jest bardzo długi i bardzo wyczerpujący, naprawdę. Co mówią o Sasnalu ludzie, którzy mogą mieć w tej materii coś do powiedzenia – artyści, profesorowie, jego rówieśnicy? O tym jest ten materiał.



Zaczęliśmy od najbliższego otoczenia (naszego), od Osy Morrell, naszej art. director:



– Osa, powiedz nam coś o Wilhelmie Sasnalu.
Osa: – Sasnal jest fajny. I wielu ludzi jest fajnych. I to nie jest ich wina.



Zadzwonilśmy do Bobra.
Profesor Andrzej Bobrowski, artysta, wykładowca:



Co ja mogę powiedzieć o Sasnalu? O ile pamiętam, zrobił dyplom u profesora Misiaka, w Krakowie. Młody, zdolny, dobry. Stworzył „swój kolor” – bardzo indywidualne, wyraziste i rozpoznawalne dla odbiorcy barwy. I bardzo subtelnie się tym kolorem posługuje. Ma swoją koncepcję realizmu, czy wręcz patent na opisywanie rzeczywistości, i opisuje ją równie ciekawie, co oryginalnie. Potrafi czerpać z popkultury, z fotografii. Jest niezłym obserwatorem. Jeżeli młoda sztuka miałaby się objawiać takimi Sasnalami, to daj Boże.



Wysłaliśmy maila do Piotra Pardy, polskiego artysty mieszkającego w Bostonie.
Piotr Parda:



Osobiście widziałem obraz Sasnala „na żywo” tylko raz w życiu, w galerii Raster, bardzo dawno temu, jeszcze nawet chyba przed emigracją, więc wypowiadanie wartościujących sądów o artyście, którego sztukę znam wyłącznie z reprodukcji, przekazu słownego, jednej małej wystawy lub niskiej rozdzielczości obrazków z Internetu byłoby nieporozumieniem. Jeśli jednak miałbym wypowiedzieć się na podstawie tego, z czym udało mi się zapoznać, byłby to raczej podziw nie dla samego Sasnala – malarza, ale dla całokształtu jego postawy twórczej, dla umiejętności wyjścia poza ramy, poza rutynę i nudę.
Każdy, kto chociaż trochę śledzi twórczość tego artysty, wie, że malarstwo nie jest dla niego celem samym w sobie, ale środkiem przekazywania wizji świata. Sasnal tworzy przecież także filmy i osobliwe dokumentacje, a w jednym z wywiadów przyznał nawet, że próbuje uciec od „malarskości” malarstwa. Czy sukces medialny jego malarstwa jest uzasadniony? Tego nie wiem. Tak samo, jak nie wiem, czy sukces w sztuce powinien być mierzony metrażem sprzedanego płótna. Sława jest produktem ubocznym tworzenia dobrej sztuki, a nie celem.



Telefonujemy do Andrzeja Okińczyca, znanego artysty mieszkającego w Polsce.
Andrzej Okińczyc:



Ja się chętnie wstrzymam od ocen, bo ocenianie z perspektywy jednego malarza prac innego malarza uważam za nieobiektywne, a nawet nie na miejscu. Natomiast mogę powiedzieć, że podobało mi się to, co Sasnal powiedział w czasie telewizyjnego show, napierany przez tłum dziennikarzy, że on nie jest tym, za kogo chcą go tu znać, i że nie wmówią mu, że jest tym, kim się zwyczajnie nie czuje. Oczywiście cieszę się, że udało mu się zaistnieć na poważnych światowych rynkach i kibicuję jego karierze, która – czego mu życzę – rozwinie się, taką mam nadzieje, w dobrym dla niego i dla odbiorców jego sztuki kierunku. Wystawę w Zachęcie na pewno obejrzę.



Mailujemy do Kasi Leszczyc-Sumińskiej, młodej autorki komisów dla nastolatek.
Katarzyna Leszczyc-Sumińska odpowiedziała nam tak:



Na naszego maila odpowiada szybko Małgosia Kopczyńska, rzeźbiarka.
Małgorzata Kopczyńska:



Sasnal na nowo „odkryty” przez polskich krytyków sztuki (m.in. dzięki obecnej wystawie w Zachęcie) robi woltę i porzuca (być może nie definitywnie) dotychczasową estetykę komiksowo-monochromatyczno- postpopartową.
Bardzo dobrze.
Popieram.
W nowych obrazach, malowanych, jak sam to określa: grubo, wraca do bardziej „klasycznego” sposobu malowania, co wiąże się z trochę inną tematyką jego prac.
Pojawia się tajemnica, niedookreślenie (np. w obrazie „Wróblewski”), będące zaprzeczeniem chwytliwej plakatowej jednoznaczności. To tyle, pokrótce, jeżeli chodzi o twórczość.
Jeżeli chodzi o karierę, głównie na świecie, oraz związane z tym profity: bardzo dobrze, popieram. Chłopak ma to Coś, za co należy słono płacić.



Zaglądamy do gazet. Na pierwszy ogień „Wyborcza” i „PłonąceBałwany Wilhelma Sasnala”. Bardzo, ale to bardzo wyczerpujący artykuł Doroty Jareckiej. A w nim, jednak jedno dobre, szczere wyznanie:
Dorota Jarecka:
(…) Nie wiem, czy mu się należało. Nie wiem, czy jest malarzem „największym”, zawsze mam wątpliwości przy stawianiu stopni ze sztuki, ale wiem, że wyszłam z Zachęty podniesiona na duchu. Jest w tej sztuce jakość, energia…



Teraz „Dziennik” i Anda Rottenberg – krytyk sztuki, kurator wystaw, organizator polskiego życia artystycznego, przez wiele lat kierowała Galerią Zachęta – w wywiadzie, jakiego udzieliła Cezaremu Polakowi.
Anda Rottenberg:
Jestem zwolenniczką Sasnala od czasu, gdy po raz pierwszy zobaczyłam jego prace. Uważam, że to wielki talent, człowiek, któremu obraz po prostu sam wychodzi spod pędzla. Już na pierwszy rzut oka widać, że jego obrazy nie są wymyślone albo namalowane „do tezy”. To nie jest tak, że on ma jakiś jeden temat. Sasnala interesuje struktura rzeczywistości w całej jej złożoności, zaś obraz jest tego notatką w warstwie wizualnej. On ze swoich obrazów próbuje, jak z puzzli, ułożyć obraz świata. Oczywiście jest to niemożliwe, bo nie da się stworzyć obrazu świata, zestawiając ze sobą jego różne kawałki. Ale ta enumeracja jest bardzo szczególna. Artysta ucieka od dosłowności, nie dopowiada sytuacji, zdarzeń ani tematów. Jednocześnie czujemy, że w jego pracach jest coś więcej niż to, co widzimy.
Największy rozgłos przyniósł Sasnalowi namalowany osiem lat temu obraz „Samoloty”, sprzedany w nowojorskim domu aukcyjnym Christie’s za 396 tysięcy dolarów. To najwyższa w historii cena za współczesny polski obraz olejny. „Samoloty” naprawdę są takie wyjątkowe?
To świetnie namalowany obraz. Po pierwsze, jest duży. Wykadrowany jest w ten sposób, że te bombowce wyglądają tak, jakby były widziane przez okno innego bombowca. Ma się wrażenie, że samoloty lecą obok nas lub na nas, i przez to bardzo silnie działają na widza. Myślę, że z aukcji na aukcję wartość obrazu będzie rosnąć. Warto podkreślić, że Sasnal nie zabiega o karierę i nie przewróciło mu się w głowie, dlatego że jego obrazy osiągają wysokie ceny. On mieszkał w rodzinnym Tarnowie, z którego wyprowadził się dopiero wtedy, kiedy okazało się, że w mieście nie ma takiej szkoły, do której chciał posłać dziecko. Nie zaczął palić cygar ani grać w golfa. Ale właśnie tacy są wielcy artyści. Nie zmieniają swoich przyzwyczajeń i horyzontów, zachowują wewnętrzną niezależność. Trzeba jednak dodać, że jest ich bardzo niewielu. Dlatego liczę na to, że Sasnal będzie miał siłę oprzeć się spirali, którą nakręca rynek sztuki.
(…)
Powiesiłaby Pani obrazy Sasnala w domu?
Mam obrazy Sasnala. Jeden dostałam, a dwa kupiłam w czasach, kiedy artysta nie był jeszcze znany i miał kłopoty finansowe.
A który obraz Sasnala jest najlepszy?
Nie odpowiem na to pytanie, choćby z tego względu, że nie znam jego wszystkich prac – większość znajduje się poza Polską. Darzę wielkim sentymentem obraz, który artysta podarował mi, gdy w atmosferze antysemickich ataków odchodziłam z Zachęty. Zostałam wtedy zaproszona do galerii Foksal, gdzie Sasnal wręczył mi specjalnie namalowany dla mnie obraz. Praca przedstawia fragment mapy Europy, na której tam, gdzie powinny być Niemcy, znajduje się duży Izrael napierający na znajdującą się obok małą Polskę. Obraz jest bardzo kolorowy, utrzymany w trudnych barwach, lekkim lilaróżu, ceglastej czerwieni i cytrynowej żółci. Codziennie na niego patrzę i jestem do niego bardzo przywiązana.
(…)
A dlaczego karierę zrobił Sasnal, a nie inni członkowie grupy?
Moim zdaniem dlatego, że był najbardziej niezależny i chyba najbardziej radykalny. I paradoksalnie, najtrudniejszy do sprzedania, w sensie galeryjnym, nigdy nie szedł na żadne układy komercyjne. Ludzie zawsze cenili niezależność i siłę osobowości. Sasnal w dalszym ciągu jest w stanie dać swój obraz przyjacielowi w prezencie, bez oglądania się na to, że mógłby to sprzedać za wielkie pieniądze. To bardzo piękne. Ludzie to wyczuwają.
(…)
Czy sukces Sasnala utoruje drogę na światowe salony innym artystom?
Polska już jest uważana za kraj silnej sztuki. Dziś trzeba się sporo nachodzić, żeby znaleźć u nas artystę, który jest do wzięcia od zaraz, bo nie jest drogi.
(…)
Jeśli porównać drogę twórczą Sasnala z biografiami innych artystów, można się doszukać wielu podobieństw. Najczęściej tak jak on zostali docenieni w Polsce dopiero po tym, jak zdobyli sławę na Zachodzie.
Nic dziwnego, bo w Polsce nie istnieje rynek sztuki, a obrazów nie kupuje się nawet do dekoracji mieszkań. Mamy bardzo dużo, nazwijmy to, przyzwoitego malarstwa, które fantastycznie sprawdzałoby się w mieszkaniach. Ludzie kupują lokale po 12 tysięcy złotych za metr kwadratowy, ale takiej sumy za obraz nie chcą zapłacić.
To problem, którego nie rozwiąże efekt Sasnala. Trzeba by chyba zacząć od pracy organicznej, edukacji plastycznej w szkołach.
Otóż to. Jest jeszcze problem mediów, które jeśli w ogóle zajmują się sztuką, to lansują wzorce z rezydencji Carringtonów z serialu „Dynastia”. Zły przykład idzie z góry. Niech pan się przyjrzy, jak urządzone są wnętrza polskich ambasad czy urzędów, co tam wisi na ścianach. Potrzebna jest praca organiczna, ale nie wiem, kto miałby ją wykonać. Trzeba wyjaśnić Polakom z pokolenia Sasnala, którzy mają pieniądze na mieszkania, że to oni są dziś klientelą sztuki. Trzeba wytworzyć rodzaj szlachetnego snobizmu i pokazać, że wstyd mieć na ścianie obraz, który jest poniżej poziomu standardu kupionego za ciężkie pieniądze mieszkania. (…)
Cały wywiad możecie przeczytać na portalu www.dziennik.pl
To chyba tyle, co mielibyśmy dzisiaj do powiedzenia w sprawie Sasnala – lepiej mniej, ale lepiej.

   

Komentarze:



Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.

Aktualnie brak komentarzy.
Wyraź swoją opinię:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.