Czytelnia człowieka dla ludzi
Sid Cepellin
Gazetaliteracka.pl nie tylko rozpoczęła działalność, ale działa. Oto dowód – Śniadanie Mistrza Cepellina, kawałek dobrej prozy Marcina Mutha, opublikowany na www.gazetaliteracka.pl
Śniadanie Mistrza Cepellina
Marcin Muth
To się działo w mieście, gdy jeszcze nie stał w nim ani
jeden inteligentny biurowiec klasy A. Sid Cepellin powoli wstawał z łóżka
i szykował sobie śniadanie. Pierwsza puszka, którą napotkał była
kompletnie pusta. Druga również. Przy trzeciej postanowił wspiąć się na
wyżyny swoich umiejętności kulinarnych. A trzeba wiedzieć, że Sid był mistrzem
śniadań. Przez zaciśnięte zęby wycedził – Nie zrobisz mi tego, mała! Jak zwykle
zaklęcie podziałało. Puszka okazała się do połowy pełna, choć akurat Sid z wrodzonym
sobie brakiem optymizmu, uważał, że jest do połowy pusta.
Trudno – powiedział do siebie Sid – będę chodził głodny. Popijając śniadanie
zdecydował, że dziś wybierze się na uczelnię. Dochodziła właśnie 15,
więc istniała szansa zdążenia na wykład z teorii zapoznania. Nic go
to właściwie nie interesowało, ale liczył, że spotka tam ludzi,
z którymi będzie mógł zjeść kolację. Bo Sid był może
trochę introwertyczny, ale samotności to jednak nie lubił. Szczególnie
przy jedzeniu. Nachodziły go bowiem wtedy myśli niewesołe czy nawet smutne
czasem.
Sid był typem wrażliwca. Nieszczęścia tego świata spadały na niego codziennie
z dużym impetem. Sam nie wiedział, dlaczego akurat wszystkie na
niego. Miał nawet o to trochę pretensji do losu. Ale w sumie był dzielny.
Brał na wątłą klatę co tam spadło i śmiało szedł, gdzie tam akurat miał iść.
Tajemnicą jego chodzenia było w jaki sposób osiągał zawsze ten sam cel.
Dokądkolwiek i z kimkolwiek by nie szedł, zawsze dochodził do baru.
Sid był bowiem osobą na swój sposób zorganizowaną. Wszystkie funkcje życiowe
miał podporządkowane celowi nadrzędnemu. Zachowaniu równowagi płynów i pyłów w
organizmie. Dlatego właśnie teraz sięgnął po papierosa, bowiem śniadanie bez
czerwonego Marlboro było śniadaniem co najmniej niewystarczającym. System Sida
był szalenie prosty i logiczny. Przede wszystkim starał się wykonywać
minimalną ilość ruchów, dzięki czemu nie musiał specjalnie przejmować
się jedzeniem, myciem i przebieraniem.
Dzięki pasywnej postawie życiowej, praktycznie się nie brudził, nie
głodniał i nie gubił odzieży, co zdarzało się nagminnie jego bardziej
aktywnym kolegom. Dzięki temu mógł się poświęcić temu co lubił. A
lubił dobrą literaturę, gry strategiczne oraz wyrafinowaną dyskusję w
gronie wybitnych umysłów. Stąd właśnie wziął się u niego pomysł studiowania
fantasmagorii w Poznaniu. Fantasmagoria była najmniej przydatnym i najbardziej
absurdalnym kierunkiem studiów, jaki wpadł mu do głowy, a Poznań był miastem,
które nie wymagało od niego większych wyrzeczeń.
Sid pochodził ze Szczecina. Jak Katarzyna Wielka i Kasia Nosowska. Wychowywał
się w w ciekawych czasach, kiedy o tym mieście mówiło się polskie
Seattle. Nie bardzo wiadomo dlaczego tak mówiono. Nie było tam bowiem przemysłu
komputerowego ani nawet choćby jednego lokalu Sturbucks. W ogóle niewiele tam
było, więc ludzie zakładali zespoły rockowe. I tak właśnie chyba na fali
popularności grunge, wymyślono, że to polskie Seattle. Ale bardziej to
już był polski Liverpool, a właściwie to takie Chicago lat 20. albo Hawana tuż
przed nadejściem Castro. Młode wilki i pogranicze w ogniu.
Poznań to już zupełnie inna kultura. Myślał Sid. I blisko, co
najważniejsze. Nie trzeba się telepać pociągami. Zebrał
grupę kolegów i przyjechał. Zamieszkali na jednym z nowych osiedli w
mieszkaniu Ciotki Mroczka. Mroczek to był kolega jeszcze ze szkoły podstawowej.
Teraz niestety postanowił studiować prawo. Był to rysa na dobrze
się zapowiadającej przygodzie. Choć na usprawiedliwienie Mroczka
trzeba dodać, że nie miał specjalnego wyboru. Dziad prawnik, ojciec prawnik to
i Mroczek prawnikiem miał zostać. Ciotka Mroczka też była prawnikiem i co
gorsza właśnie stała naprzeciw Sida z pusta butelką tequili. Sid nie
wiedział co o tym myśleć, nie myślał więc.
Co tu się dzieje? – zapytała ostro Ciotka Mroczka. Sid rozejrzał
się dookoła, szukając odpowiedzi. Nic – odparł zgodnie z prawdą. A
to!? – Ciotka wskazała na pustą butelkę tequili trzymaną w ręku.
Pusta – oznajmił smutno Sid, gramoląc się z materaca. Przepraszam
panią, ale muszę iść na uczelnię – dopowiedział szybko, zakładając
sweter i buty.
Sid był bardzo dobrze zorganizowany. Spał w ubraniu, aby w razie potrzeby
szybko opuścić łóżko i być gotowym do akcji. W ten sposób
przygotowanie do wyjścia zabierało mu dużo mniej czasu i mógł uciec przed
trudną rozmową z Ciotką Mroczka, która nie dość, że była
właścicielką mieszkania, to jeszcze z zawodu prokuratorem. Na pewno
nie zadwoliłaby się odpowiedziami, których mógł udzielić Sid, a
on z kolei nie mógł jej zadowolić w żaden inny sposób. Niech
się tym zajmie Jodła, pomyślał i wyszedł, nie gasząc nawet papierosa.
Na dworze było zimno, więc wrócił po płaszcz. Widział, jak Ciotka Mroczka
otwiera drzwi do pokoju Jodły. W ekspresowym tempie zabrał płaszcz i zniknął za
drzwiami. Ufff, pomyślał, w ostatniej chwili. Spaliłem co prawda energię na pół
dnia, ale uratowałem jego sens. A Jodła sobie poradzi. Nie z takimi
kłopotami sobie radził. Zapalił kolejnego papierosa i poszedł na przystanek
przy Rynku Wildeckim. Ciekawe, czy będzie dziś Sztuk? – zadał w myślach pytanie.
Bycie Sztuka było bardzo ważne dla obrotu spraw. Kiedy Sztuk był, to wszystko
było. Kiedy Sztuka nie było, to trzeba było brać co jest.
Marcin Muth
CDN.
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.