Słońce wzeszło (10)

Słońce wzeszło rano i gdzieś świeci, ale tutaj na pewno nie, bo go nie widzimy. Tkwimy we wnętrzu dużego klosza, który niczym wielka bańka drożdżowa wyrósł w ciastowatej mazi gęstej mgły.
Grafika: Andrzej Bobrowski
Jak poparzony przelatuje przed nami dziki odyniec i z rozpędem zatapia się w polu niewidzenia, jak rodzynka w cieście.
Jesteśmy w krainie baśni i dzikiej świni.
Maź zaczyna drżeć, trzęsie się całe pole niewidzenia, dostaje gęsiej skórki. Czuję, że nadlatuje coś wielkiego. I rzeczywiście, ale nie jest to zjawiskowy wieloryb, jak mylnie oceniłem, tylko pospolity smok, jakie masowo produkują teraz do filmów dla zachwytu chłopców z podstawówki.
Smok kłapie paszczą i pochłania kawały mgły, jakby to była pyszna wata cukrowa. Znikają kolejne kęsy i na ich miejscu pojawiają się pola widzenia.
- Zrób coś! Tylko szybko! - krzyczy przerażony Gryzoń, chowając się w najgłębszym zakątku kieszeni na moim rękawie.
Dzwonię dzwonkiem rowerowym...
- Coś innego zrób! - drze się gryzoń z kieszeni.
Nie muszę, bo smok odlatuje podrywając tumany liści, trawy i gałęzi, zassanych przez odkurzacz leja, jaki wytworzyło jego odlatujące cielsko.
Znów widać, świeci słońce; gęsta mgła została pożarta przez smoka. W polu widzenia, ukazuje się siedząca na pniaku ściętego klonu nastoletnia bidula. Nie ma włosów farbowanych ani nic z urody luksusowej wydry, a przy jej nogach nie stoi walizka z eleganckiej imitacji krokodylowej skóry. Ale i tak widać, że wyrusza - wybiera się daleko, tam gdzie jeszcze nigdy nie była, żeby zamienić to co ma, na coś innego.
- Marzy o losie wyjątkowym, wybitnym, odświętnym? - zastanawiam się gdy wstaje z pniaka i obciąga na sobie płaszcz na nasz widok. - Tęskni pewnie za prawdziwym życiem, bo to prawdziwe jest zawsze gdzie indziej. Nigdy nie dotykasz nerwu, istoty sedna, a nawet gdy dotykasz to i tak ci się wydaje, że życie jest gdzie indziej. Zawsze tak jest.
- Dzień dobry – mówi wzorem ludzi z małych wsi, którzy widząc obcego, zawsze się ukłonią z ciekawości, albo na wszelki wypadek.
- Dzień dobry – odpowiadam. - Daleko stąd do wsi?
- Zaraz za górką – pokazuje na wierzchołek wzniesienia, gdzie znika droga pnąca się wyboiście po pochyłości.
- Dokąd to, jeśli można się zainteresować – zainteresowuje się gryzoń z wyżyn kieszeni mojego rękawa.
- Daleko stąd – w jej głosie pobrzmiewa nuta przechwałki, może nawet dumy.
- A konkretnie? - dopytuje gryzoń.
- Wszystko jedno, byle daleko.
- I co właściwie chciałabyś robić? Tam daleko.
- Może zostałabym gwiazdą?
- Gwiazdą?
- Na przykład.
- Wierz mi, nie ma nic bardziej pospolitego od chęci zostania gwiazdą - wtrącam się do rozmowy.
- Jak to? Przecież każdy chce być gwiazdą.
- No właśnie...
- A jaką gwiazdą chciałabyś być? Konkretnie?... - Gryzoń przejmuje inicjatywę.
- Czy ja wiem?... - zamyśla się potencjalna gwiazda. - Ja bym mogła prezentować pogodę w telewizji. Jak Omena.
- Jak Omena?... Ona jest gwiazdą?
- Jest wielką gwiazdą. Ja bym mogła być taka jak ona i bym to lubiła. Poradziłabym sobie, spokojnie. A potem może bym wydała jakąś książkę fajną, nie wierszem dla dzieci, tylko normalnie, do poczytania. Albo bym nagrała płytę z jakimś sławnym zespołem... jest tyle możliwości, czy ja wiem?...
- Nieźle. Tylko...
- O! - przerywa Gryzoniowi, bo przypomniało jej się coś niezwykle ważnego. – Jeszcze bym mogła rozdawać pieniądze przez telefon w radio, jak ten Urbański. To jest fajne i takie, no... pożyteczne.
- Nieźle.Tylko, że ... - tym razem ja przerywam Gryzoniowi, bo czuję, że za chwilę stanie się bardzo głęboki: - Gryzoń, zaczynasz ględzić jak terapeuta!
- A kim jeszcze mogłabyś zostać? - Gryzoń kontynuuje przesłuchanie, kompletnie mnie ignorując: - No co umiesz, co ci najlepiej wychodzi? - Gryzoń rozwala się w mojej kieszeni, jak prawdziwy terapeuta na kanapie; wyczuwam, że zakłada nogę na nogę, wspiera głowę na łapie, zawodowo znudzonym gestem poprawia od niechcenia okulary,obgryza koniec długopisu, i tak dalej...
- Tak konkretnie?... To nie mam nic na myśli na dziś – wyznaje dziewczyna.
- Oj!... - gryzoń teatralnie zdejmuje okulary, przestaje obgryzać długopis, podrywa się z kanapy.
- Ale co? - pyta dziewczyna, widząc wycelowany w siebie długopis.
- W tej sytuacji musisz zostać gwiazdą. Nie ma innego wyjścia. W sumie nadajesz się do tego idealnie – czuję jak gryzoń opada na kanapę. - Jedźmy. Nie mam tu już nic do roboty – słyszę jego głos.
- A masz dom? - pytam najłagodniej jak potrafię.
- Tam, we wsi – pokazuje wioskę, której nie widać, bo przesłania ją wniesienie.
- A wiesz, że jakbyś nie miała domu, to nawet byś nie wiedziała, że skądś wyszłaś i dokądś zmierzasz? I nie miałabyś dokąd wrócić? - zaczynam kombinować, jakby tu jej jakoś przemówić po ludzku, ale ona nie jest tym zainteresowana.
- Szkoda gadać. Nie ma o czym kompletnie – mówi i rusza zostać gwiazdą, rozmowa jest zakończona.
Słońce jeszcze świeci, bo zajdzie dopiero wieczorem.
Ciąg dalszy nastąpi.
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.