Jadę na poszukiwania dziewczyny mojego życia - cz. 14
Najpierw go słyszę, a dopiero potem dostrzegam człowieka łażącego z trąbką po polu.
Rysunek: Andrzej Bobrowski
Na zmianę wypuszcza całe fontanny dźwięków, albo tylko krótkie wianuszki, które nie układają się w żadną melodię jaką kiedykolwiek słyszałem.
- Niech pan nie przestaje, proszę na mnie nie zwracać uwagi, przejadę tylko i już mnie nie ma – próbuję usprawiedliwić moją nagłą obecność, bo przerwał.
- Ale ja nie mam nic przeciwko publiczności – uśmiecha się i uwalnia z zamka zebraną w trąbce ślinę i zaraz się zawstydza widząc, że na to patrzę.
- To dlaczego gra pan na takim odludziu?
- Publiczność mnie nie lubi.
- Jest pan mało zdolny?
- Jestem okropnie zdolny!
- No tak...
- Mam na to papiery!... - sięga ręką do kieszeni i zaczyna ją rozpinać, naciskam więc pedał i ruszam powoli.
- A nie wie pan, czy tam jest czyste powietrze? - celuję paluchem w stronę, w którą właśnie ruszam. Pytam, żeby nie dotknąć go obojętnością i nie wpędzić w depresję; pokazuję że może być do czegoś przydatny, że liczę się z jego zdaniem.
- O, tam jest bardzo czyste powietrze! – ożywia się, a potem, jak wszyscy nadzwyczajnie przejęci swoją osobą, realizuje nieodpartą potrzebę wytłumaczenia się, krzycząc za moją odjeżdżającą osobą: - Interesują mnie wyłącznie dźwięki, które nie są w żadnej skali, do niczego nie należą!
- Żeby zagrać dźwięki, które do niczego nie należą, to najpierw trzeba poznać wszystkie, które do czegoś należą. Żeby wiedzieć, czego nie grać! - odkrzykuję i zatrzymuję się. - Żeby mieć coś w dupie, to warto wiedzieć, co się ma w dupie – dodaję.
- Pan też jest muzykiem!!! – cieszy się swoim odkryciem.
- Nie, ale ponieważ znam się na wszystkim, to na muzyce też muszę – zwierzam się człowiekowi grającemu na trąbce dla hektarów rzepakowej oziminy.
- Po prostu szukam dźwięków, które leżą poza skalami – powtarza, bardziej dla siebie niż dla mnie, żeby zrozumieć co właściwie tutaj robi.
- To stosuj fałszywe nuty, fałszywe dźwięki – zaczynam tracić cierpliwość.
- Kiedy nie umiem.
- To zacznij się uczyć.
- Próbuję, ale co zagram, to zawsze jest w jakiejś skali.
- O!... Żeby dobrze i czysto grać fałszywie, to trzeba naprawdę dużo ćwiczyć, pracować nad tym, inaczej zawsze będziesz grał w jakiejś skali, jak wszyscy.
- Nie chcę grać jak wszyscy... - wzdycha.
- Już jesteś wyjątkowy. Grasz nieczysto, ale za to nierówno.
- Serio? - cieszy się.
- Naprawdę możesz zajść wysoko w sztuce wysokiej. Kto wie jak wysoko... Jeżeli będziesz się bardzo przykładać, to może uda ci się zostać najbardziej niezrozumianym muzykiem świata, może nawet męczennikiem trąbki?... spoglądam na niego i on spogląda na mnie.
- Nie wiem, czy o to mi chodzi.
- Masz duży potencjał - mówię nieszczerze, bardzo szczerym tonem, bo umiem bardzo wiarygodnie udawać szczerego. Zostałem zaprawiony w prawieniu pochlebstw i jeszcze się nie odprawiłem. - Trochę się spieszę, ale może mógłbyś jeszcze coś zagrać? - i on zaczyna grać, więc przyspieszam, żeby szybko znaleźć się w krainie czystego powietrza, którą zapowiadał.
Jeśli jesteś przeciętny, to nawet jeżeli usiłujesz malować bardzo, ale to bardzo źle, twoja przeciętność zostanie dostrzeżona – to nie on, jego bym już nie usłyszał, to Salvador Dali, którego kwestia właśnie mi się przypomniała, gdy zaległa cisza.
Znów jadę.
Ciąg dalszy nastąpi
Komentarze:
Twój komentarz ukaże się niezwłocznie po załadowaniu przez administratora serwisu.